Miał dwie złamane ręce, a dotrwał do 110. rundy. Najdłuższa walka w historii boksu

Antoni Partum
Jack Burke od kilku godzin walczył z połamanymi rękami, ale i tak wyszedł do 110. rundy. I choć ostatecznie trwającego ponad siedem godzin starcia nie wygrał, to jego batalia z Andy Bowenem zostanie zapamiętana jako najdłuższa walka w historii boksu.

Walki na pięści są stare jak świat. A nawet jeśli nie są aż tak stare, to na pewno znane były już w starożytnej Grecji i Cesarstwie Rzymskim. Natomiast walki, które możemy uznać za podwaliny dzisiejszego boksu, zdobyły popularność w XVIII i XIX wieku. Początkowo były to pojedynki nielegalne, policja traktowała je tak samo, jak uliczne bójki. A gdy już zaczęły być legalne, to różniły się przepisami. Czasami organizator wymagał rękawic, a czasami bito się na gołe pięści itp.

Zobacz wideo Andrzej Wawrzyk zaliczył mocny nokaut. Wracał do ringu po 6 latach

W końcu, w 1853 roku, wprowadzono zasady markiza Queensberry, które zostały tak na zwane na cześć szkockiego arystokraty. Były to przepisy wprowadzające m.in. wymóg stosowania rękawic, obowiązek walki w ringu oraz ograniczenie długości rundy do trzech minut. To fundamenty współczesnego boksu. W zasadach markiza Queensberry nie było jednak limitu rund, w związku z czym walczono niemal do upadłego. Za najbardziej epickie - a przynajmniej najdłuższe - starcie w historii uznawana jest walka z 1893 roku. W Nowym Orleanie zmierzyli się Andy Bowen oraz Jack Burke.

Andy Bowen i Jack BurkeAndy Bowen i Jack Burke Twitter/BoxingHistory

30-letni Bowen był kowalem, ale pracował także na polach bawełny. Dzięki swej potężnej sile mógł dorabiać również w boksie. Za technika uważany był z kolei Burke, który choć był młodszy o kilka lat od rywala, to posiadał już uprawnienia trenerskie. Na trybunach w Nowym Orleanie usiadło blisko 10 tys. kibiców spragnionych wielkiej walki.

I już na początku starcia była widoczna przewaga Burke'a. Przyjmował mniej ciosów, a sam regularnie kąsał rywala. Bowen jednak się nie poddawał i nie wyglądał na zmęczonego ani po 10 rundach, ani po 20. Burke zaczynał się powoli irytować, bo choć zadawał kolejne ciosy, to rywal nie dawał za wygraną.

Do 25. rundy Burke wyszedł już podobno ze... złamanymi rękoma. I wtedy coraz więcej inicjatywy miał Bowen. Z dzisiejszej perspektywy trudno aż w to uwierzyć, ale po 50 rundach wciąż nie wyłoniono zwycięzcy. Ale to właśnie wtedy pierwsi kibice zaczęli opuszczać galę. Walka zaczęła się około 21, a po kilku godzinach obaj pięściarze wciąż mieli siły.

W 108. rundzie - tak, 108. - na widowni była już tylko garstka z 9000 widzów, a część po prostu spała na siedzeniach. W trakcie walki przysypiali nawet sędziowie. Przed 109. rundą sędzia ringowy John Duffy oświadczył pięściarzom, że zostały im dwie ostatnie rundy. Jeszcze sześć minut, by udowodnić, że jest się lepszym.

Jednak ani Bowen, ani Burke nie byli już nawet w stanie stać o własnych siłach, gdy po 110 rundach i ponad siedmiu godzinach walki, sędzia ogłosił "no contest", czyli pojedynek nierozstrzygnięty. Pula 2 500 dolarów została podzielona na obu wojowników. Wyczerpanych, poobijanych, splamionych krwią własną i rywala.

Bowen i Burke cierpieli - i tuż po walce, i w dalszej przyszłości. Początkowo wydawało się, że to Burke ucierpiał bardziej. Z łóżka szpitalnego wstał dopiero sześć tygodni później. Ale do walk nie był w stanie już wrócić. Dożył 1913 roku.

Bowen na ring wrócił szybko, ale szybko też zmarł. Rok po niesamowitej 110-rundowej batalii, czyli w 1894 roku, walczył z Kidem Lavinem. W 18. rundzie został posłany na deski. Już nigdy nie odzyskał przytomności. Miał zaledwie 27 lat.

Dzisiaj nie zdarzają się starcia dłuższe niż 12-rundowe, ale śmierć nadal zagląda na ring.

Przede wszystkim urazy głowy

W bazie BoxRec, czyli czołowego portalu z bokserskimi statystykami, jest m.in. zestawienie ringowych nekrologów. Nie brakuje tam śmierci odnotowanych w XIX wieku. Podwaliny pod bazę BoxRec stworzył Joseph Svinth, pisarz i badacz, który opublikował pracę "Śmierć w świetle reflektorów". Umieszczono tam nazwiska pięściarzy, którzy umarli na ringu lub niedługo po tym, jak go opuścili. Dziś w bazie znajdziemy ponad 1000 pięściarzy, którzy stracili życie. Ponad 80 procent tragedii wiąże się z urazami głowy.

"Zmieniają się przepisy, do przodu idzie nauka, poprawia się świadomość zagrożeń, a kategoria "ofiary śmiertelne" na Boxrecu ciągle się powiększa. Kolejne wpisy brzmią znajomo" - pisał Kacper Sosnowski. dziennikarz Sport.pl.

***

Pisząc powyższy artykuł korzystałem m.in. z tekstów "New York Times" oraz "Boxing History"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.