Był styczeń 2017 roku. Andrzej Wawrzyk był na ostatniej prostej przygotowań do walki o mistrzostwo świata z Deontayem Wilderem. Ale Polak nie dostąpił tego zaszczytu, bo w jego organizmie wykryto stanozolol. To środek podawany w zastrzykach domięśniowych lub w formie tabletek, który gwarantuje szybki przyrost siły oraz masy mięśniowej. Problem w tym, że jest niedozwolony.
- To była paskudna sprawa, najtrudniejszy czas w moim życiu. Gdyby człowiek wiedział, że coś bierze, gdyby był świadomy, pewnie lepiej by to przyjął. Przecież przed tym wszystkim sam podpisałem zgodę na dobrowolne badania. Kiedy wyjeżdżałem za granicę, zawsze wysyłałem maila z informacją, gdzie będzie można mnie znaleźć. Dawałem dowód, że jestem gotowy do pobrania próbek. Jak ktoś jest choć trochę myślący - a ja się za takiego uważam, bo żyję nie tylko z boksu, prowadzę interesy - nigdy świadomie, by się w coś takiego nie wplątał. Kiedy dowiedziałem się, że w moim organizmie wykryto niedozwoloną substancję, załamałem się. Po prostu zgasłem. Takiego ciosu w życiu nie przyjąłem - tłumaczył "Wyborczej" Andrzej Wawrzyk.
Niedługo później Wawrzyk zakończył karierę i wycofał się z mediów, bardzo rzadko udzielając wywiadów. To oznacza, że jego ostatnią walką było zwycięstwo nad Albertem "Dragonem" Sosnowskim z września 2016 roku. Wcześniej pięknie znokautował Marcina Rekowskiego. Z 34 zawodowych walk wygrał aż 33. Przegrał tylko raz - w 2013 roku z Aleksandrem Powietkinem. Polak wytrzymał w ringu z Rosjaninem niespełna trzy rundy. Po trzecim knockdownie sędzia przerwał pojedynek, więc Rosjanin cieszył się z pasa mistrzowskiego federacji WBA. Ale wróćmy do Wawrzyka, który znowu chce boksować.
Już 30 września krakowianin pokaże się w ringu po sześciu latach przerwy. Na gali Suzuki Boxing Night stoczy sześciorundowy pojedynek z Michałem Bołozem (2-4-2). - Wcale to nie musi być takie hop-siup - ocenia Piotr Jagiełło, ekspert bokserski TVP Sport. 33-latek ma na koncie dwie wygrane, cztery porażki i aż dwa remisy.
- Biorąc pod uwagę odporność na ciosy Andrzej Wawrzyk nie będzie mógł się dać Bołozowi dotknąć. Jest to jednak wielce prawdopodobne widząc różnice w umiejętnościach - dodaje Maciej Miszkin, były pięściarz a dzisiaj ceniony ekspert.