Wrócił do walki Gołota-Bowe. I żałuje jednego. "Miałby do mnie olbrzymie pretensje"

Walka Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe z 11 lipca 1996 roku to zdecydowanie jedna z najsłynniejszych walk z udziałem polskiego boksera, choć zakończyła się jego dyskwalifikacją za uderzenia poniżej pasa. Jak się okazuje, do legendarnego starcia mogło w ogóle nie dojść, o czym opowiedział po latach Rock Newman, menedżer Amerykanina.

Kilka dni temu minęło dokładnie dwadzieścia sześć lat od jednej z najbardziej pamiętnych walk z udziałem Andrzeja Gołoty. 11 lipca 1996 roku Polak zmierzył się w nowojorskiej Madison Square Garden z Riddickiem Bowe'em, jednym z najlepszych wówczas pięściarzy wagi ciężkiej. Starcie to przeszło do legendy, choć zakończyło się skandalem. 

Zobacz wideo "Na chwilę zawieszam rękawice na kołku. Nie będzie przeskakiwania z MMA do boksu"

Walka Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe mogła nie dojść do skutku

Ku zaskoczeniu kibiców i ekspertów, Gołota dominował w pojedynku z faworyzowanym rywalem. Niestety, Polak zaczął bić poniżej pasa. W konsekwencji najpierw został ukarany odjęciem punktów, a w siódmej rundzie zdyskwalifikowany. Najpierw w ringu, a później też i na trybunach wybuchły zamieszki. Bili się niemal wszyscy. Licznie przybyli na miejsce kibice Gołoty, walczyli ze zwolennikami Bowe'a. O tamtym wieczorze w słynnej nowojorskiej hali krąży dzisiaj wiele legend. Jak się po latach okazało, do walki mogło w ogóle jednak nie dojść.

Rock Newman, ówczesny menedżer Bowe'a opowiedział o kulisach organizacji gali w książce "Niepokonany w 28 walkach", której autorem jest dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Przemysław Osiak. Dowiadujemy się, że Newman był o krok od odwołania wydarzenia, a wszystko przez problemy jego klienta w trakcie przygotowań do starcia z Gołotą.

- Byłem zawiedziony treningami Riddicka i całym obozem, który nie przebiegał dobrze. Miałem nadzieję, że z tygodnia na tydzień sprawy zaczną wyglądać lepiej i Bowe będzie robił postępy, ale tak się nie stało. Dwa, trzy albo cztery dni przed walką wszedłem w hotelu do pokoju trenera Eddiego Futcha. Powiedziałem mu, że rozważam odwołanie pojedynku i jestem gotów ponieść wszelkie konsekwencje tej decyzji. Liczyłem się z tym, że ktoś nas za to pozwie, jednak Eddie odpowiedział: "Rozumiem twoje rozterki, ale Riddick jest wystarczająco mocny, by dać temu chłopakowi radę" - opowiedział.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Przeczucie nie myliło promotora, gdyż Gołota obijał Bowe'a od początku walki. - Pamiętam dokładnie ten stan, kiedy w pierwszej albo drugiej rundzie zdałem sobie sprawę, że powinienem był zaufać swoim przeczuciom i odwołać walkę. Oczywiście gdybym to zrobił, Riddick miałby do mnie olbrzymie pretensje, ale i tak byłem na siebie zły. To oczywiste, że darzyłem Eddiego Futcha ogromnym szacunkiem, ale nikt nie znał Bowe’a tak dobrze jak ja. Po prostu tego żałuję - przyznał Newman. 

Przypomnijmy, że szybko zorganizowano rewanż pomiędzy Andrzejem Gołotą i Riddickiem Bowe'em. Ich druga walka odbyła się 14 grudnia 1996 roku i miała bardzo podobny przebieg. Polak zyskał przewagę nad rywalem, ale znów zaczął faulować. Ponownie został zdyskwalifikowany, tym razem w dziewiątej rundzie. 

Więcej o: