Manny Pacquiao może zapomnieć o objęciu stanowiska prezydenta Filipin po tym, jak został pokonany przez Ferdinanda Marcosa Jr.
Pacquiao ogłosił zamiar kandydowania na prezydenta po tym, jak wycofał się z ringu. Stało się to po porażce w ostatniej walce bokserskiej z Yordenisem Ugasem.
Filipiński gwiazdor był widziany, jak oddawał swój głos w wyborach w pobliżu swojego domu w Sarangani. Z sondaży przeprowadzonych tego dnia wynikało, że zdobył ok. 6 proc. głosów.
Oficjalne wyniki potwierdziły, że Pacquiao przegrał, kończąc wyścig na stanowisko głowy państwa na trzecim miejscu, za zwycięzcą Marcosem Jr i Leni Robredo. Były bokser twierdził kilka dni przed wyborami, że początkowe wyniki sondaży były błędne, bo wskazywały go właśnie na trzecim miejscu. Kilka frakcji politycznych chciało, aby Pacquiao zrezygnował z wyborów i poparł Robredo. Ten jednak się nie zgodził.
Były mistrz świata organizacji WBC zaapelował do swoich wyborców, aby zgłaszali wszelkie wątpliwości dotyczące prawidłowości wyborów. "Zgłaszajcie oszustwa" - mówił były zawodnik, który sięgnął po mistrzowskie pasy w sześciu kategoriach wagowych.
"Jeśli chcecie prawdziwej zmiany, której szukaliśmy od dawna, dołączcie do mnie, abyście mogli zobaczyć prawdziwą zmianę i zdyscyplinować błądzących urzędników, którzy wykorzystują swoje stanowiska dla osobistych korzyści" - dodawał 43-latek cytowany przez "Irish Mirror".
Pomimo porażki w polityce Pacquiao raczej nie wróci na ring, choć jego przejście na sportową emeryturę było uzasadniane właśnie startem w wyborach. Jego kampania prezydencka formalnie rozpoczęła się w październiku zeszłego roku, zaledwie dwa miesiące po ostatnim pojedynku na ringu.
Nowo wybrany prezydent Filipn - Ferdinand Marcos Jr. - to syn obalonego dyktatora Ferdinanda Marcosa, który rządził w latach 1965-1986. Zarzuca się mu naruszenia praw człowieka, w tym tortury i zabójstwa, a także korupcję na wielką skalę. Szacuje się, że przez lata spędzone u władzy rodzina Marcosów przywłaszczyła sobie ok. 10 mld dolarów z publicznego budżetu.