Biwoł odcina się od Rosji. Dostał niewygodne pytanie i wypalił: Kocham Kirgistan

Saul Alvarez i Dmitrij Biwoł już w sobotę w Las Vegas zmierzą się w pojedynku, którego stawką będzie należący do Rosjanina pas mistrzowski WBA wagi półciężkiej. Biwoł przed walką nie uniknął pytań dotyczących inwazji Rosji na Ukrainę. Sam deklaruje jednak, że bardziej czuje się związany z Kirgistanem, ojczyzną jego matki.

W sobotę 7 maja dojdzie do walki, która elektryzuje fanów boksu na całym świecie. Niekwestionowany król wagi superśredniej, Saul "Canelo" Alvarez (57-1-2, 39 KO), zmierzy się w Las Vegas z Dmitrijem Biwołem (19-0, 11 KO). Stawką pojedynku będzie tytuł mistrza świata wagi półciężkiej WBA, który dzierży Rosjanin. 

Zobacz wideo Polski pięściarz opowiada o walce z Whytem i sparingach z Furym. "Bawił się ze mną"

Dmitrij Biwoł przed walką z Saulem Alvarezem tłumaczy się ze swojego pochodzenia. Kocha Kirgistan, dystansuje się od Rosji

Starcie wzbudza także wiele kontrowersji. Wszystko oczywiście za sprawą Dmitrija Biwoła. Trwa dyskusja, czy zawodnik z Rosji powinien mieć aktualnie prawo startu i to w tak prestiżowej walce, gdy wojska z jego ojczyzny dokonują masowych mordów w Ukrainie. Przeciwnikami organizowania walki są m.in. Władimir i Witalij Kliczko, byli mistrzowie świata wagi ciężkiej, którzy od początku rosyjskiej inwazji pozostają w Kijowie i walczą w obronie ojczyzny. 

Dmitrij Biwoł nie uniknął przed starciem z Alvarezem pytań o swoją ojczyznę. 31-latek w rozmowie z "The Guardian" wyznał jednak, że choć reprezentuje Rosję, czuje się bardziej związany z Kirgistanem, ojczyzną jego matki. - Moja matka i ojciec urodzili się w wielkim kraju, ZSRR. Ale mój ojciec tak naprawdę urodził się w Mołdawii i do 10 roku życia mówił tylko w języku mołdawskim. Moja matka [pochodząca z Korei przyp. red.] urodziła się w Kazachstanie. Następnie jej rodzina przeniosła się do Kirgistanu. Pewnego dnia, kiedy skończyli szkołę, spotkali się w Rosji. Pobrali się i przeprowadzili do domu mojej mamy w Kirgistanie. Urodziłem się w Kirgistanie i mieszkałem tam 11 lat - tłumaczy pięściarz

- To wspaniały kraj. Nie jest to bogaty kraj, ale ma wspaniałych ludzi, miłych ludzi. To moja ojczyzna. Dużo mojego życia później było w Rosji, ale kocham Kirgistan. Uwielbiam tę kulturę. Jest inna niż Rosja. Kirgistan jest krajem muzułmańskim i mam wielu muzułmańskich przyjaciół - podkreśla Biwoł. 

Dziennikarz spytał jednak sportowca, co ten czuł jako obywatel Rosji, gdy jej wojska na rozkaz Władimira Putina zaatakowały Ukrainę. - Kiedy usłyszałem o wojnie, czy jest ona w Wietnamie, czy Iraku, jest to dla mnie smutne. Jesteśmy ludźmi. Musimy stworzyć lepszy świat dla nas wszystkich. Oczywiście, że to smutne - powiedział. 

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

W sobotę w ringu Dmitrij Biwoł na pewno nie usłyszy rosyjskiego hymnu. Tak zdecydowała World Boxing Federation. Co o tym sądzi pięściarz? - Wszyscy musimy być dumni z tego, skąd pochodzimy. Nie ma znaczenia, czy pochodzi z Kirgistanu, Mołdawii, Afryki, Anglii. Rozumiem, dlaczego nie mam tu flagi. Nie ma problemu. Jestem sportowcem. Skupiam się tylko na walce - odpowiedział. - Nie znam się na polityce. Uprawiam sport, więc nie wiem nic o koronawirusie ani polityce. Większość fanów boksu chce po prostu zobaczyć mistrza wagi półciężkiej przeciwko królowi wagi superśredniej - dodaje zawodnik z Rosji. 

Dmitrij Biwoł został także zapytany, czy spotkał kiedyś Władimira Putina. 31-latek przyznał, że miał taką okazję w 2013 roku, podczas Światowych Igrzysk Walki, które gościł Sankt Petersburg. Pięściarz zaznaczył jednak, że było to jedynie przelotne spotkanie i nie rozmawiał z rosyjskim dyktatorem. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.