Takiej walki w Polsce jeszcze nie było. Tomasz Babiloński, promotor bokserski, zmierzył się w piątek z Markiem Matelą, popularnym konferansjerem. Obaj uznali, że ich prywatny konflikt rozwiążą w ringu. Walka została zakontraktowana na cztery rundy, ale została rozstrzygnięta już w 90. sekundzie.
Babiloński silnym ciosem w okolice ucha posłał Matelę na deski. Konferansjer nie wstał po 10 sekundach. Zresztą, nawet kilka minut później sprawiał wrażenie wyraźnie zamroczonego. Porażka Mateli nie jest zaskoczeniem, bo Babiloński był wyraźnie cięższy.
Starcie trwało krótko, ale stało na wyższym poziomie niż walki typowych freaków. W końcu obaj mają pięściarską przeszłość. Matela stoczył ponad 60 amatorskich walk, zaś Babiloński w 1998 roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski Juniorów w wadze do 81 kg.
- To była sprawa osobista. Gosciu za daleko poleciał. Nerwy i emocje, nie jestem zawodowcem jak pięściarze, jak moi zawodnicy. Został skarcony, niech wraca tam, gdzie jego miejsce. To jest jego problem, ja trenowalem 4 tygodnie, odmawialem imprez, pójścia na KSW, powiedzialem, że treningi najważniejsze. Odpłynął, wyzwał mnie, jestem zdenerwowany, bo 5 godzin czekalem w hotelu walkę z gościem, który po 2 minutach się przewrócił - powiedział na gorąco po walce "Babilon".
- Babilon nie chciał się bawić. Trochę to wyglądało jak freakowa walka, która wymknęła się poza scenariusz i kontrolę. Może emocje opadną i panowie podadzą sobie ręce - napisał Leszek Dudek, znawca boksu.
- Od początku walki pachniało, że Matela zapozna się z deskami. I stało się - dodał Artur Mazur, dziennikarz "WP".
- Babilon boksuje lepiej niż niektórzy na jego własnych galach - celnie zauważył "Ajtuj Szminka", użytkownik Twittera, świetnie znający się na boksie.