Arslanbek Machmudow, nazywany rosyjskim królem nokautu, był faworytem. Mało kto zakładał, że będący u schyłku kariery Mariusz Wach wygra z nim walkę na gali w Montrealu. Wielu jednak wierzyło, a może nawet spodziewało się, że 42-letni Polak będzie pierwszym pięściarzem, którego 32-letni Machmudow nie powali na deski. Tym bardziej że Wach nie leżał na nich przez całą zawodową karierę. Aż do gali w Montrealu...
- Przykry to był widok - mówił komentujący galę w TVP Sport Piotr Jagiełło. - Wach po raz pierwszy w swojej wieloletniej karierze na deskach - przypominał. - Widać było, że ma Machmudow ma problemy, i to poważne, że ciężko oddycha. Ale kiedy pozwala mu się robić to, co to robi najlepiej, wówczas jest naprawdę niebezpieczny - dodawał współkomentujący Janusz Pindera.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
To już było po walce, Wach siedział w narożniku. Też wyglądał na zmęczonego. Ale nie oddał tego pojedynku zupełnie bez walki. W trzeciej rundzie prawy prosty Machmudowa tylko go rozwścieczył. "Kto był śpiący, szybko się wtedy rozbudził" - relacjonuje walkę bokser.org, który podkreśla, że było widać, iż Machmudow w czwartej rundzie nabrał szacunku do Wacha, ale nadal był też bardzo pewny swoich umiejętności.
Machmudow chciał otwartej walki i taką dostał - przede wszystkim w trzeciej i w czwartej rundzie. Ale później przyszła piąta, kiedy Wach już nie był tak aktywny. Rosjanin trafił go wtedy prawym sierpowym w skroń i aż do gongu zasypał gradem kolejnych ciosów. To był początek końca Wacha, bo w szóstej rundzie Rosjanin dokończył dzieła zniszczenia - trafił prawym sierpowym na szczękę i zanim Polak po raz pierwszy w karierze padł na deski, jeszcze poprawił czterema sierpami z prawej ręki.
Wach wstał szybko, ale był mocno zraniony i sędzia nie dopuścił go do dalszej walki. To była ósma porażka w jego karierze.