Ma 34 lata, mocne pięści i wielkie serce. Mistrzowskie pasy, o które walczy w ringu, są dla niego tak samo ważne, jak występy w Drużynie Szpiku. Poznańska fundacja od 2008 roku walczy z białaczką i szuka szpiku dla potrzebujących. Damian Wrzesiński jest jednym z jej wojowników.
Na pięściarza nie wygląda. W każdym razie na co dzień strachu nie budzi. Mierzy 169 cm wzrostu, walczy w wadze lekkiej. Był mistrzem Polski amatorów, pasy zdobywał też na zawodowych ringach. Wrzesiński jest też nauczycielem wuefu, ale powołanie odnalazł także poza sportem. Z żoną Natalią zaangażowali się w pomoc chorym dzieciom.
- Przed pierwszą wizytą w poznańskim szpitalu onkologicznym był lekki stres, bo nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać - mówi Damian. – Ale stres szybko minął i poczułem już tylko energię i wielki sens w tym, że mogę komuś podarować uśmiech, ulżyć choć na chwilę.
Czasem wystarczy rozmowa. Z małym pacjentem, z jego rodzicami. Rozmowa o wszystkim i o niczym. O codzienności, o problemach, o sporcie, o grach. Damian umie się dostosować, potrafi też wywoływać te uśmiechy. Sam o sobie mówi, że patrzy na świat w kolorowych barwach i próbuje natchnąć do tego dzieciaki. I to się często udaje, choroba przynajmniej na moment schodzi na drugi plan, na twarzach dzieci pojawiają się ulga, radość. A potem wiadomości z podziękowaniami od rodziców.
Z Piotrusiem sytuacja była wyjątkowa. Szybko złapali kontakt, byli przyjaciółmi. Piotruś lubił oglądać sporty walki, więc Wrzesiński opowiadał mu o boksie – treningach, walkach, przeciwnikach. Zdarzyło się, że urządzili sobie w szpitalu bokserski trening - Damian trzymał tarczę, Piotruś w nią uderzał. Pięściarz pokazywał też małemu przyjacielowi, jak się skacze na skakance.
Piotruś więcej czasu spędzał w szpitalu niż w domu, ale pewnego dnia spotkała go niespodzianka. Pojechał z rodzicami na trening Damiana. To było dla niego wielkie przeżycie, mógł z bliska obejrzeć sparingową walkę przyjaciela. - To był ostry sparing, aż krew się lała - wspomina Wrzesiński. – Biliśmy się mocniej niż zwykle, bo wizyta Piotrusia była dla mnie i mojego sparingpartnera niezwykle motywująca.
Życie też rozdawało ciężkie ciosy, po których trudno się podnieść. Chory na białaczkę Piotruś wiedział, że umiera. Był na tyle dojrzały, że oswajał się z tą myślą. Prosił o to, by jego pogrzeb był radosny. Chciał, żeby ludzie byli kolorowo ubrani i żeby przynieśli balony.
- Nigdy nie zapomnę pogrzebu. Było dokładnie tak, jak chciał Piotruś. Na jego grobie postawiłem nasze wspólne zdjęcie. A teraz przed walkami odwiedzam go na cmentarzu, modlę się i rozmawiam z nim, tak jak zawsze to robiliśmy. Piotrek daje mi motywacyjnego kopa. Zresztą dał mi przed śmiercią do zrozumienia, że będzie mnie wspierał i ja to wsparcie czuję - mówi Wrzesiński.
Damian i jego żona postanowili rozszerzyć działalność charytatywną, w pomoc zaangażowali się jeszcze bardziej. Przed pandemią pięściarz odwiedzał dom dziecka w Poznaniu, organizował wspólne treningi i zabawy. - Dzieci pokazywały mi, jak ćwiczą i jak robią gwiazdy. Ja pokazywałem im, jak chodzę na rękach. Później tłumaczyłem, jak mogą się tego nauczyć.
- Wszyscy mieliśmy z tego dużo radości. Te dzieciaki naprawdę bardzo potrzebują kontaktu z ludźmi, normalnych, życiowych relacji - mówi Wrzesiński. Pięściarz zapraszał wychowanków domu dziecka na swoje walki. Dzięki niemu czuły się wyjątkowo.
Ostatnio Wrzesińscy zaangażowali się w zbiórkę pieniędzy dla Mateuszka, który choruje na dystrofię mięśniową Duchenne’a, czyli nieodwracalny zanik mięśni. Chłopiec porusza się na wózku inwalidzkim, a jego rodzice chcieli zamontować w domu dźwig, który pomagałby mu przemieszczać się między piętrami.
- W ciągu kilku miesięcy, przy wsparciu bardzo wielu osób, udało nam się uzbierać na ten cel ponad 70 tys. zł - mówi Wrzesiński, który podczas charytatywnej gali boksu w Poznaniu sam chodził po hali z puszką. Nie było osoby, której by nie zaczepił, w trzy godziny zebrał kilkanaście tysięcy zł. Natalia zbierała pieniądze do puszki przy okazji innej gali.
Pomaganie weszło Wrzesińskim w krew. Natalia szuka potrzebujących, Damian wymyśla sposoby na pomaganie. Potem działają razem. Pięściarz jest też w bazie dawców szpiku kostnego. – Zrobiłem badania krwi, podpisałem deklarację i jeżeli Drużyna Szpiku się do mnie zgłosi, oddam szpik potrzebującym. Dzięki temu mogę uratować komuś życie. Tak trzeba, po prostu. Ja nie umiem nie pomagać – mówi krótko Wrzesiński.