Tyson Fury po pasjonującej walce pokonał przez nokaut w 11. rundzie Deontay'a Wildera i zachował mistrzowski pas kategorii WBC w wadze ciężkiej. Brytyjczyk rozbił Amerykanina, mimo że w 4. rundzie dwukrotnie leżał na deskach. To pierwszy taki przypadek w karierze Fury'ego.
Po walce to jednak Amerykanin trafił do szpitala. Ostatecznie wszystko jest z nim w porządku, a o konieczności przeprowadzenia badań zdecydowali lekarze "ze względów ostrożności". Nowe fakty ws. zdrowia amerykańskiego boksera podał jego trener, Malik Scott. - Już widziałem się z Deontay'em. Ma rozciętą wargę, a w trakcie walki złamał palec albo kłykieć, coś takiego. No ale życie toczy się dalej - powiedział Scott.
Tuż po walce Wilder nie podał ręki Tysonowi Fury'emu i odrzucił jego próbę podziękowania sobie za rywalizację. Brytyjczyk wprost nazwał przeciwnika idiotą, a Amerykanin później odniósł się do swojej porażki. - Robiłem, co mogłem, ale to dziś było za mało. Nie do końca wiem, co się stało. Ale wiedziałem, że Fury nie przyjechał tu i nie doszedł do 125 kilogramów po to, żeby tańczyć jak baletnica. Podchodził, żeby się na mnie zawiesić, chciał mnie rozbić i to mu się udało - powiedział Wilder, cytowany przez "The Sun".
Już teraz spekuluje się, że kolejnym przeciwnikiem Fury'ego może być Dillian White. Może się tak stać, jeśli 30 października Brytyjczyk pokona Otto Walina. Na walkę z Furym czeka też Lawerence Okolie i Ołeksandr Usyk, który najpierw musi jednak stoczyć rewanżową walkę z Anthonym Joshuą.
Wiadomo jednak, że do kolejnej walki Fury'ego dojdzie co najmniej za kilka miesięcy. Na razie Brytyjczyk wrócił do kraju po walce z Wilderem i czeka go 45-dniowa przerwa od boksu, jaką nałożyła na niego komisja stanu Newada.
To standardowy środek ostrożności. Na Wildera, który w walce z Furym odniósł poważniejsze obrażenia, nałożono aż sześć miesięcy przerwy.