Po niesamowitej walce, w której kibice doświadczyli aż pięciu nokdaunów Tyson Fury pokonał Deontaya Wildera po nokaucie w jedenastej rundzie ich trzeciego pojedynku. Amerykanin po walce został odwieziony do szpitala.
Poinformowała o tym telewizja ESPN, a później nadeszło potwierdzenie, że ze zdrowiem boksera wszystko w porządku, ale podjęto decyzję o rutynowej kontroli dla "środków ostrożności". - Z Wilderem jest w porządku i nie został na noc w szpitalu - przekazał za pośrednictwem Twittera słynny dziennikarz bokserski Dan Rafael, który kontaktował się z agentem pięściarza.
Wilder zabrał już także głos po walce, a jego słowa cytuje dziennik "The Sun". - Robiłem, co mogłem, ale to dziś było za mało. Nie do końca wiem, co się stało. Ale wiedziałem, że on [Fury] nie przyjechał tu i nie doszedł do 125 kilogramów po to, żeby tańczyć jak baletnica. Podchodził, żeby się na mnie zawiesić, chciał mnie rozbić i mu się udało - skomentował Amerykanin.
Wilder otrzymał w trakcie walki sporo ciosów, ale pokazał, że ma serce do walki. Pomimo tego, że przez większość pojedynku słaniał się na nogach, to nie poddał się i mało brakowało, a dotrwałby do samego końca walki. Dla Amerykanina była to już druga porażka z Furym. Poprzednią walkę przegrał wcześniej, bo już w 7. rundzie.