Niezwykle emocjonująco zakończyła się sobotnia gala w T-Mobile Arenie w Las Vegas. W walce wieczoru doszło do zwieńczenia jednej z najciekawszych trylogii bokserskich ostatnich lat. Tyson Fury zmierzył się w obronie swojego pasa WBC w wadze ciężkiej z byłym mistrzem Deontayem Wilderem i znokautował go brutalnie w 11. rundzie!
W pierwszej rundzie pojedynku to Deontay Wilder wyglądał lepiej i był zdecydowanie aktywniejszy. Próbował zaskakiwać swojego przeciwnika częstymi uderzeniami na korpus, ale na Tysonie Furym nie robiło to wrażenia i to on już w 3. rundzie posłał Amerykanina na deski. W kolejnej rundzie jednak to Brytyjczyk dwukrotnie był liczony, ale Wilder nie zdołał zwieńczyć dzieła. Fury odzyskał przewagę, aż w końcu w samej końcówce pojedynku znokautował swojego rywala.
Jak poinformowała telewizja ESPN Deontay Wilder po sobotniej porażce wylądował w szpitalu w Las Vegas. Wszystko jednak jest z nim w porządku, ale o konieczności przeprowadzenia badań zdecydowali lekarze "ze względów ostrożności". - Z Wilderem jest w porządku i nie został na noc w szpitalu - przekazał za pośrednictwem Twittera słynny dziennikarz bokserski Dan Rafael, który kontaktował się z agentem pięściarza.
Wilder otrzymał w trakcie walki sporo ciosów, ale pokazał, że ma serce do walki. Pomimo tego, że przez większość pojedynku słaniał się na nogach, to nie poddał się i mało brakowało, a dotrwałby do samego końca walki. Dla Amerykanina była to już druga porażka z Furym. Poprzednią walkę przegrał wcześniej, bo już w 7. rundzie.