Tyson Fury zmierzył się z Deontayem Wilderem po raz trzeci i po raz drugi wygrał (w pierwszym pojedynku padł niespodziewany remis, bo to Wilder był wtedy zdecydownaym faworytem). Walka, która odbyła się w niedzielę nad ranem czasu polskiego, toczona była w niesamowitym tempie - Wilder szybko padł na deski, ale już w kolejnej rundzie to Fury padł na nie dwukrotnie. Mimo to dużo lepsze wrażenie sprawiał Brytyjczyk, zwłaszcza że Amerykanin z każdą kolejną rundą słabł fizycznie. - W sobie tylko znany sposób utrzymuje się nadal na nogach - mówił komentujący Piotr Jagiełło, a Janusz Pindera wspomniał o "bokserskim umieraniu".
Zdaniem sędziów w momencie nokautu w 11. rundzie - który można zobaczyć tutaj >> - Fury co prawda prowadził, ale nie tak wyraźnie, jakby mogło się wydawać. Według Tima Cheathama Brytyjczyk prowadził "zaledwie" 94:92, Steve Weisfeld punktował 95:92, za to według Dave'a Morettiego było 95:91.
Zaskakująca jest zwłaszcza punktacja Cheathama i niskie prowadzenie Fury'ego oraz fakt, że jego zdaniem 9. rundę wygrał Wilder, choć Amerykanin już wtedy był w bardzo poważnych tarapatach.
Dla 33-letniego Fury'ego to 31. zawodowe zwycięstwo w 32. walce. Na koncie ma także jeden remis: właśnie z Wilderem. Wiele wskazuje na to, że kolejnym rywalem Fury'ego będzie inny Brytyjczyk Dillian Whyte, który jest obowiązkowym pretendentem do tytułu federacji WBC. Przegrany sobotniego pojedynku, 36-letni Wilder legitymuje się bilansem 42-2-1, a obie porażki w zawodowej karierze poniósł z Furym.