"Co tutaj do cholery się wydarzyło!?" - pytali z niedowierzaniem jedni kibice w internecie. "Mnie też by mogli za coś takiego zapłacić. Łatwe pieniądze, bilans walk nienaruszony. Sprytne posunięcie" - dodawali drudzy. Może i nienaruszony, ale wszystko wyglądało bardzo groźnie. W sobotę na stadionie Dignity Health Sports Park w Kalifornii do ringu wyszli Gary Antonio Russell i Emmanuel Rodriguez. Po 16 sekundach ich walka się skończyła. Rodriguez padł nieprzytomny na deski, ale Russell też odszedł do narożnika i złapał się za skroń.
Eliminator do tytułu WBA został uznany za nieodbyty (no contest) wkrótce po tym, jak sędzina ringowa Sharon Sand orzekła, że Rodriguez nie jest w stanie kontynuować walki. A nie jest dlatego, że po kilkunastu sekundach zderzył się głowami z Russellem. Zresztą zobaczcie sami:
W walce wyprowadzony został tylko jeden cios. Przez Russella, który później - zresztą podobnie jak Rodriguez, któremu złamał nos - wyraził zainteresowanie rewanżem.
Podczas gali w Kalifornii walką wieczoru było starcie Johna Riela Casimero (31-4, 21 KO) z Guillermo Rigondeauxem (20-2, 13 KO). Casimero obronił tytuł mistrza świata WBO w wadze koguciej, ale jak relacjonuje bokser.org, walka była nudna jak flaki z olejem. "Casimero był bezradny - jego ciosy pruły powietrze i nie był w stanie dogonić Kubańczyka ani go czysto trafić. Ale chociaż wykazywał chęci".
Wynudzili się kibice, ale też sędziowie, którzy musieli jeszcze wskazać zwycięzcę. Stosunkiem głosów dwa do jednego zwyciężył Filipińczyk, bo ostatecznie typowali 115:113 Rigondeaux, 116:112 i 117:111 Casimero.