Krzysztof Głowacki: Głód jest niesamowity, ale już za parę dni wyjdę do ringu. Do Londynu wybieram się w zwycięskim nastroju, jadę tam po wygraną. Chcę przywieźć pas do Polski, innej opcji nie biorę pod uwagę. Tylko to mam w głowie.
Uwielbiam, gdy jestem underdogiem. To mnie motywuje. Londyn to będzie bardzo trudny teren. Ściany będą pomagać przeciwnikowi, ale jesteśmy na to gotowi. Janek Błachowicz też był spisywany na straty, a udowodnił, że polska siła to jest coś wielkiego. Jego wygrana dała mi jeszcze więcej pewności siebie.
Nie, na punkty też mogę wygrać.
Obejrzałem dużo jego walk. Więcej nie muszę o nim wiedzieć. W trakcie sparingów zastanawiałem się, jakby on zaboksował w danej sytuacji i co by zrobił. Cały czas miałem go przed oczami. Teraz skupiam się na tym, co będzie w ringu.
Żadnego nie zrobił, bo spodziewałem się, że tak zaboksuje. Nikoś trochę słabo wypadł, stanął za podwójną gardą. Ale łatwo się ocenia z boku, trudniej zrobić w ringu. Okolie w żadnej walce nie zrobił na mnie wrażenia, bo nie pokonał nikogo dobrego z czołówki. Zrobiłby na mnie wrażenie, gdyby pokonał Briedisa czy Usyka, bo to są prawdziwi mistrzowie. Mam plan, który zakłada moją wygraną i to jest dla mnie najważniejsze. Ja będę normalny jak zawsze. Okolie gada głupoty w mediach społecznościowych, ja nie chcę tego robić.
Nie mogę stanąć za podwójną gardą, ale nie mogę też iść jak kołek do przodu za podwójną gardą i przyjmować jego ciosów.
Skupiliśmy się na tym, żeby sparingpartnerzy byli silni i z dużym zasięgiem ramion. Ale trudno było znaleźć podobnych do Okoliego, bo on ma niewygodny styl. Ale Okolie też pewnie miał problem z doborem sparingpartnerów pode mnie. Mógł znaleźć mocno bijącego mańkuta, ale nie znalazł takiego jak ja.
Fajnie jakby byli z nami Paweł Gasser i moja Ania, która zawsze mnie wspiera. Będzie brakowało też wielu innych bliskich mi osób, które zawsze były ze mną na walkach. Cieszę się, że będzie mój brat, bo przy nim czuję się pewniej. Mamy takie czasy i nic na to nie poradzę. Trzeba się do tego dostosować.
W sobotę był u mnie w mieszkaniu i mówił, że raczej nie przyleci, bo może być ze mną tylko pięć osób. Przepraszał bardzo i dlatego przyjechał do mnie, żeby się pożegnać, gdyby jednak nie mógł przylecieć. Pierwszy raz nie będzie promotora na mojej walce. Takie mamy czasy, trzeba się do nich dostosować.
Fajnie, jakby kibice byli, bo robią atmosferę. Dzięki temu skacze adrenalina. Nie wiem, jak będzie teraz. Muszę się dostosować do warunków. Na pewno lepiej będzie słychać narożnik, ale głos trenera wyłapywałem nawet, jak kibice byli na trybunach. Trenera nie słyszałem tylko w szóstej rundzie walki z Huckiem, ha ha. Nawet nie pamiętam końca tej rundy.
W trakcie choroby czułem się fatalnie, nie mogłem oddychać. Przez trzy tygodnie nic nie robiłem, w ogóle nie wychodziłem z domu. Wszystko mnie bolało. Później przez długi czas podczas treningów dusiło mnie w klatce piersiowej. Dopiero w styczniu doszedłem do siebie. Teraz jest super, czuję się bardzo dobrze i nic mi nie dolega. To jest najważniejsze.