Kamil Szeremeta (21-1, 5 KO) wygrał wszystkie swoje poprzednie walki, ale i tak był skazywany na porażkę, bo nigdy nie mierzył się z zawodnikiem klasy Giennadija Gołowkina (41-1-1, 36 KO). Kazach dominował od pierwszej rundy, a właściwie od pierwszego gongu. Już w pierwszym starciu posłał Polaka na deski.
W ciągu siedmiu rund Polak zaliczył aż cztery nokdauny. Ciosy Szeremety nie robiły żadnego wrażenia na Kazachu, który słynie z tytanowej szczęki. Z kolei Polak odczuwał każde uderzenie mistrza. No i Gołowkin tych ciosów wyprowadził 228, zaś Szeremeta trafił rywala zaledwie 59 razy. Sędzia nie dopuścił Polaka do ósmej rundy.
Porażka z legendarnym Gołowkinem to żaden wstyd, bo Kazach od niemal dekady jest na szczycie wagi średniej.
Choć pięściarz z Białegostoku został koncertowo rozbity, to Eddie Hearn, promotor bokserski, pochwalił go za serce do walki.
- Szeremeta to wielki twardziel. Gołowkin był w znakomitej formie. Mało kto przetrwałby z nim więcej niż dwie, trzy rundy w takiej dyspozycji, a Polak dał mu naprawdę sporo rund i bardzo chciał - mówił po walce szef grupy Matchroom Boxing. Kazach obronił tytuł mistrza świata wagi średniej federacji IBF.