Powrót legendarnych bokserów do ringu zyskuje coraz większą popularność. Po walce pokazowej Mike'a Tysona z Royem Jonesem Jr. chęć ponownego założenia rękawic wykazał m.in. Lennox Lewis, który uważa, że ma "niedokończone sprawy" z Riddickiem Bowe'em. Kolejną walkę stoczyć chce również sam Mike Tyson. Tym razem przeciwnikiem 54-latka ma być Evander Holyfield.
- Może Evander [Holyfield - przyp. red.] musi porozmawiać ze mną personalnie, bo za każdym razem, gdy moi partnerzy biznesowi prowadzą rozmowy z jego przedstawicielami, nie wychodzi nic dobrego. Dlatego nie wiem. Widzieliście, co zrobiliśmy ostatnio, jeżeli ci ludzie naprawdę dbają o dobrobyt Evandera, muszą zorganizować tę walkę. Może zrobimy coś innego, ale ktokolwiek go prowadzi, jest w kompletnym błędzie - cytuje byłego mistrza świata "Boxing Scene".
- To jest moje miejsce. Nigdy, nawet na moim pierwszym sparingu, gdy złamałem żebro i gość zmiażdżył mi szczękę, nie powiedziałem: "Co ja do diabła tutaj robię? Oszalałem?". Powiedziałem tylko, że jestem we właściwym miejscu - dodał Mike Tyson - Jestem bardzo szczęśliwy, że to zrobiłem i zrobię to ponownie. Niebo jest limitem. Mamy wiele niesamowitych legend, które są zainteresowane wskoczeniem do ringu i dołączeniem do programu - zakończył.
Mike Tyson dwukrotnie mierzył się z Evanderem Holyfieldem i obie walki przegrał. W 1996 roku najmłodszy mistrz świata poniósł porażkę przez techniczny nokaut. Rewanż natomiast w szczególny sposób zapisał się w historii boksu, gdy zdyskwalifikowano Tysona, ponieważ ten odgryzł Holyfieldowi kawałek ucha.
Po wieloletniej przerwie Amerykanin z wielkim entuzjazmem podchodzi do planów kolejnej walki. W jednym z ostatnich wywiadów Tyson przyznał nawet, że chciałby się zmierzyć z Anthonym Joshuą, Tysonem Furym czy Deontayem Wilderem. - Są świetnymi pięściarzami. Mogliby zrobić naprawdę wiele dla społeczeństwa. Mogą organizować walki pokazowe i brać za nie pieniądze, ponieważ są na tyle lubiani przez tłum, że w ten sposób pomogliby wielu ludziom.