Był maj 2005 roku. Andrzej Gołota miał czwartą szansę w karierze, aby zdobyć pas mistrzowski wagi ciężkiej. Wcześniej przegrał błyskawicznie z Lennoksem Lewisem, zremisował z Chrisem Byrdem, a na punkty lepszy okazał się John Ruiz. I choć to Polak był faworytem, to wytrzymał w ringu zaledwie 52 sekundy. Lamon Brewster rzucił się na Polaka od pierwszego gongu.
- On ze swoim stylem był dla mnie wręcz stworzony. Nie uciekał, tylko chciał wymieniać ze mną ciosy. A nikt w tamtym czasie nie mógł tego robić. Pojedynek odbywał się na terenie Go³oty [Chigaco-red] i nigdy nie dostałbym tam wygranej na punkty. Wiedziałem, że muszę na niego naskoczyć i dać z siebie wszystko co mam od samego początku. I tak właśnie zrobiłem. On zaś ułatwił mi tylko sprawę, bo zamiast boksować, co potrafił, poszedł na wymianę. Zanim wyszedłem do ringu byłem już bardzo zły i poszedłem na niego niczym jakiś rugbysta - powiedział po 15 latach Brewster, cytowany przez portal "Fight News".
47-latek ostatni pojedynek stoczył w styczniu 2010 roku. Przegrał wtedy (TKO 8) z Robertem Heleniusem, niedawnym pogromcą Adama Kownackiego.
Więcej o boksie przeczytasz na portalu bokser.org
Przeczytaj też: