- Od siódmej rundy nie czułem mojej prawej ręki. Mam nadzieję, że gala podobała się wszystkim kibicom - powiedział Mariusz Wach po walce, przykładając lód do prawej ręki. Polski pięściarz prawdopodobnie już od trzeciej rundy walczył ze złamanym palcem. Ale przetrwał. W starciu z Kevinem Johnsonem, który podobnie jak Wach w przeszłości walczył o mistrzostwa świata wagi ciężkiej z braćmi Kliczko - Wach z Władimirem, Johnson z Witalijem.
Patrząc na style obu zawodników, kibice trochę obawiali się, że walka będzie ciągnęła się jak M jak miłość. I te obawy były całkiem zasadne, bo walka ciągnęła się na całym dystansie. Obaj nie byli przesadnie aktywni. Wach starał się bić proste ciosy, ale wyglądał tak, jakby miał przywiązaną prawą rękę. Gdy jednak zaczął sporadycznie z niej korzystać, wyglądało to już o wiele lepiej.
Chwilami pojedynek obu pięściarzy - jak relacjonuje bokser.org - wyglądał bardziej jak sparing, Johnson miał bardzo dużo czasu na odpoczynek, bo Wach bił rzadko. Trener Piotr Wilczewski krzyczał w narożniku, że Amerykanin nie ma już siły, chcąc pobudzić do walki swojego zawodnika, ale Wach nie korzystał z przestojów rywala. Kilkakrotnie spóźniony i zmęczony Johnson nie był gotowy na obronę, ale mimo to Wach nie wyprowadzał serii ciosów.
Po dziesięciu rundach sędziowie byli jednak zgodni. Jednogłośnie (97-93, 98-92, 99-91) wypunktowali zwycięstwo Wacha, który być może już jesienią skrzyżuje rękawice z Agitem Kabayelem. Trzeba jednak przyznać, że jeśli Wiking chce wygrać z najbliższym potencjalnym rywalem, musi dać z siebie zdecydowanie więcej. Bo w starciu z Kabayelem nie będzie takich przestojów jak w ringu w Konarach.
Na gali w Konarach walczyła m.in. także Ewa Piątkowska (14-1, 4 KO), która pokonała decyzją sędziów Karinę Kopińską (13-33-4, 3 KO).
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .