Kiedy po serii potężnych ciosów i dwóch nokdaunach okazało się, że niepokonany wcześniej Anthony Joshua nie jest w stanie kontynuować walki z Andym Ruizem Juniorem, trybuny hali Madison Square Garden oniemiały ze zdziwienia. Brytyjski mistrz wagi ciężkiej, który posturą przypomina bardziej kulturystę niż pięściarza, padł przed o głowę niższym "pulchnym dzieciakiem". Joshua, dla którego miał być to łatwy debiut na amerykańskich ringach po walce, zamiast pozować do zdjęć z obronionymi pasami, mógł tylko oglądać plecy rywala, na których wytatuowany jest napis "zwycięski".
A przecież do tej walki prawdopodobnie nigdy by nie doszło, gdyby Jarrell Miller nie został zawieszony za stosowanie niedozwolonych substancji. Ruiz Junior, chociaż na przygotowania do walki miał tylko miesiąc, podjął się wyzwania i sprawił jedną z największych sensacji w historii.
Ruiz Junior zaszokował świat. Z nieznanego "grubaska" stał się pierwszym mistrzem świata wagi ciężkiej z Meksyku i jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci tego kraju. Wygrana z Joshuą dała mu wielką sławę, z którą sobie jednak nie poradził.
7 grudnia, niewiele ponad sześć miesięcy po pierwszej walce, Ruiz Junior przegrał rewanż i stracił mistrzowskie pasy. W walce w Arabii Saudyjskiej Meksykanin w niczym nie przypominał pięściarza, który zdemolował Joshuę w Nowym Jorku. Chociaż sylwetka Ruiza Juniora niespecjalnie różniła się od tej z pierwszej walki, to był aż o siedem kilogramów cięższy, zdecydowanie wolniejszy i nie miał pomysłu na oszukanie sprytniejszego Brytyjczyka.
Żaden z trzech sędziów punktowych nie miał wątpliwości, kto był lepszy w tej walce. Punktacja 118:110, 118:110, 119:109 dobitnie to udowadnia. - Przepraszam trenera, przepraszam tatę. Z tymi trzema miesiącami imprez po pierwszej walce to też była przesada - przyznawał Ruiz Junior od razu po pojedynku.
W styczniu kilka tygodni po rewanżu ojciec i menedżer pięściarza - Andy Ruiz Senior - zwolnił trenera byłego mistrza - Manny'ego Roblesa. Chociaż Meksykanina przerosła sława i ogromne pieniądze, jakie zarobił na walkach z Joshuą, to właśnie w trenerze upatrywano winnego porażki w rewanżu.
- Po pierwszej walce miał wziąć miesiąc urlopu. Byłem za tym, należało mu się. Na sali treningowej zobaczyłem go jednak dopiero po trzech miesiącach. Od 1 czerwca zeszłego roku, od momentu, w którym pokonał Joshuę, nie był już tym samym pięściarzem - mówi Robles w rozmowie z ESPN.
Ruiz Junior wychowywał się w trudnych warunkach. Boks uratował go od gangów i życia na ulicy. Potężny przypływ sławy i pieniędzy po pokonaniu Joshuy sprawił jednak, że Meksykanin zapomniał o tym, co najważniejsze - o pokorze i pracy. Szybki zarobek go zmienił. Choć z natury był oszczędny, nagle kupił Rolls-Royce'a i wielką posiadłość w San Diego. Co jednak najważniejsze, siłownia i sala treningowa stały się dla niego tylko odskocznią od wizyt w telewizji i spotkań z najważniejszymi osobami w kraju, na czele z prezydentem.
- Mogłem go kontrolować, gdy był przy mnie, ale przecież nie mogłem z nim zamieszkać. Chciałem pokazać mu właściwą drogę, ale co mogłem zrobić, gdy nie był nią zainteresowany? Ludzie mogą mówić: "przecież to twój zawodnik, odpowiadasz za jego dyscyplinę". Byłem jednak jego trenerem, nie ojcem - mówi Robles.
- Chciałem go odciąć na miesiąc od rodziny i nowych przyjaciół, którzy nagle pojawili się wokół niego. Odnosiłem się do jego dumy, chciałem pokazać mu szerszy obraz, mówiąc, że musi być przykładem dla wszystkich dzieciaków, które zakochały się w nim po zwycięstwie. Mówiłem mu też wprost, że jeśli jedyną rzeczą, która go motywuje, są pieniądze, to musi ciężko pracować, by je pomnażać. Nic jednak do niego nie docierało.
- Do dzisiaj nie mogę tego zrozumieć. To byłaby historia godna filmu, bo przecież nie o samo zwycięstwo tu chodziło. "Grubasek" z ulicy pokonał wielkiego mistrza, zarobił mnóstwo pieniędzy, spotkał się z prezydentem, stał się inspiracją nie tylko dla rodaków, ale dla ludzi na całym świecie. Sprawił, że uwierzyli, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Co może być dla ciebie lepszą motywacją do dalszej pracy?
Robles nie może się też pogodzić ze sposobem, w jaki Ruiz Junior przyjął porażkę w rewanżu. - Powinien pogratulować zwycięzcy i odejść. On jednak wolał jęczeć, że nie trenował, że się nie przygotował. To wstyd większy niż porażka. Trudno mi było to znieść, będąc obok niego - mówi.
- Kiedy miesiąc później jego ojciec zaprosił mnie na rozmowę, wiedziałem, czego się spodziewać. Musieli przecież znaleźć winnego. Będę jednak szczery i powiem, że ucieszyłem się z jego decyzji. Nie chciałem być już częścią czegoś takiego. Chciałem znów dobrze się wysypiać. Współpraca z Andym, jego ojcem i prawnikiem była wyniszczająca. Szkoda na to mojego zdrowia.
- Mimo wszystko życzę mu wszystkiego najlepszego. Nie mógłbym inaczej, przecież wspólnie napisaliśmy wspaniałą historię. Teraz jednak martwię się o niego. Nie wiem, co się z nim dzieje. Pieniądze to nie wszystko i nie chciałbym, by skończył na dnie. Niech inni uczą się na jego błędach. Nigdy nie zapominajcie, kim tak naprawdę jesteście. Kiedy staniecie się kimś innym, zgubicie drogę, która prowadziła was do dobrych rzeczy - kończy Robles.
Po rozstaniu z Roblesem, Andy Ruiz Junior miał rozpocząć treningi z Teddym Atlasem, byłym trenerem Mike'a Tysona, obecnie komentatorem i ekspertem ESPN. Miał, jednak na przeszkodzie ponownie stanęło jego leniwe usposobienie. - Możliwość prowadzenia go była bardzo kusząca. Gdyby ten facet był w lepszej formie fizycznej, to bez wątpienia byłby obecnie najlepszym pięściarzem wagi ciężkiej. Zapewniam was, że pokonałby każdego - mówi Atlas w rozmowie z ESPN.
- Jestem w stanie sprawić, że zawodnik zgubi 15 kilogramów, jednak musi do tego podejść tak, jakby to był najważniejszy cel w jego życiu. Uważam, że Andy podświadomie podważa znaczenie własnej wagi. Jest uzależniony od jedzenia, ale tak jest mu łatwiej. Kiedy jesteś zbyt ciężki, nikt nie oczekuje od ciebie zbyt wiele. To zawsze podświadome kreowanie wymówek - dodaje.
Atlas spotkał się z Ruizem Juniorem i najbliższymi współpracownikami w Nowym Jorku, ustalając wstępne zasady współpracy. Obie strony umówiły się na telefon, który miałby potwierdzić wyrażenie zgody na nie. W międzyczasie Atlas obejrzał walki Meksykanina, przygotowując mu ośmiostronicową listę zmian, które miałyby przywrócić go na szczyt.
Ruiz Junior tej listy nigdy jednak nie zobaczył, bo nie oddzwonił do Atlasa. - Myślę, że to był test. Teddy chciał sprawdzić, czy Andy w ogóle będzie chciał ruszyć tyłek, by znów zostać mistrzem - mówi bliski przyjaciel trenera. - Mam nadzieję, że się mylę, ale wyczuwam tu fatalny koniec - kończy Atlas.
W kwietniu media poinformowały, że nowym trenerem Ruiza Juniora został Eddy Reynoso, znany z sukcesów osiąganych z Canelo Alvarezem. Meksykanin w międzyczasie łączony był z walką przeciwko Luisowi Ortizowi. W maju były mistrz przyznał, że chętnie zmierzyłby się też z Adamem Kownackim. Na razie wciąż jednak nie wiadomo, kiedy Ruiz Junior wróci do ringu i przede wszystkim, czy znajdzie w sobie motywację, by znów zaistnieć w tym sporcie.