Artur Szpilka opublikował wpis wraz ze zdjęciem ze szpitala... 1 kwietnia. Z pozoru więc wydawało się to być zwykłym żartem autorstwa "Szpili", takim jak wiele innych, które pojawiły się tego dnia w mediach społecznościowych. Polski pięściarz kilkakrotnie potwierdzał w komentarzach, że wcale to nie jest żart, tylko prawda. - Nie wkręcam - odpowiedział na pytanie Grzegorza Proksy Szpilka.
Przypomnijmy, że 7 marca w Łomży pięściarz z Wieliczki wygrał w kontrowersyjnych okolicznościach z Ukraińcem Siergiejem Radczenką. Polak leżał na deskach podczas walki i zdaniem większości obserwatorów był zawodnikiem gorszym, przez co powinien przegrać z Radczenką. Wkrótce po walce Szpilka rozstał się z dotychczasowym szkoleniowcem Romanem Anuczinem, rozpoczynając współpracę z Andrzejem Liczikiem. Miał również spotkanie z Wasilewskim.
- To jest dla mnie wyzwanie, a ja lubię wyzwania i dlatego podjąłem się tej pracy. A dlaczego wyzwanie? Bo mało kto wierzy już w Artura, że potrafi wygrywać i dlatego zrobimy wszystko, żeby trochę popsuć plany tym wszystkim ludziom. Relacje trenera z zawodnikiem zawsze porównuję do relacji ojca z synem. Musi być wiara, musi być porozumienie, ojciec powinien być też kumplem, tatą i mamą i wszystkim naraz - mówił nowy trener Szpilki, Andrzej Liczik, w TVP Sport.
Andrzej Wasilewski kilka razy w mediach potwierdzał, że zasugerował Arturowi Szpilce zakończenie kariery po walce z Siergiejem Radczenką. Na Szpilkę i jego promotora wylało się wiele krytycznych komentarzy. Oliwy do ognia dołożyli również austriaccy sędziowie: punktowi, którzy wypunktowali zwycięstwo Artura, a także ringowy, zachowujący się bardzo nieprofesjonalnie podczas walki Szpilki z Ukraińcem.
Więcej o boksie przeczytasz na bokser.org.