Artur Szpilka zrzucił 20 kilogramów i zmienił kategorię wagową, by dać sobie kolejną szansę w boksie. W wadze ciężkiej po ciężkich nokautach nie miał już czego szukać. To nie było towarzystwo dla niego. Pomysł ze zmianą kategorii jawił się jako bardzo dobry. Pojawiały się opinie, że Artur w wadze cruiser może być fizycznym potworem. Starcie Szpilki z Siergiejem Radczenką miało to potwierdzić. Rywal był bezpiecznie dobrany. Tak się przynajmniej wydawało przed walką w Łomży. Ukrainiec to przecież pięściarz z dolnej półki, ograniczony boksersko, wolny i człapiący po ringu. Czyli łatwy do wypunktowania.
Szpilka go nie lekceważył, ale był pewny siebie. Przed walką nie chciał za dużo mówić o celach w wadze cruiser, ale znając Artura, sięgały one walk mistrzowskich. Radczenko miał być tylko przekąską dla głodnego Artura. Życie napisało jednak inny scenariusz. Szpilka dwa razy padał na deski po ciosach Ukraińca. Znów w obronie trzymał ręce w kieszeniach, znów popełniał fatalne błędy. Został obnażony przez Radczenkę, ale wygrał walkę, bo zamiast sędziów karty punktowe wypełniali klauni z Austrii. Nawet patrząc bardzo przychylnym okiem, nie dało się tej walki wypunktować dla Polaka.
Szpilka po walce twierdził, że zasłużył na zwycięstwo, że wygrał prawie każdą rundę. Nie zauważył, że sędziowie się wygłupili. Mam nadzieję, że Artur obejrzy powtórkę pojedynku, najlepiej już na spokojnie, bez emocji i zmieni zdanie. On dobrze czyta boks, więc zauważy, że z Radczenką nie wygrał. I mógłby o tym publicznie powiedzieć. Nie musi przepraszać za werdykt, bo to nie on wypełniał karty punktowe. O tym powinni pamiętać też hejterzy, którzy już go wzięli na celownik.
Po walce niepotrzebnie swoje trzy grosze dorzuciła dziewczyna Artura, Kamila, która skrytykowała komentatorów TVP Sport za to, że nie zgadzali się z werdyktem przebierańców z Austrii. Piotr Jagiełło i Sebastian Szczęsny nie byli „beznadziejni”, tylko byli uczciwi wobec kibiców.
Ludzie, którzy są blisko Artura, nie powinni klepać go po plecach i mówić mu, tego, co chce usłyszeć. Muszą mu powiedzieć, że przegrał z Radczenką w kiepskim stylu i że werdykt był żartem. Arturowi nie można zarzucić jednej rzeczy – woli walki i chęci zwycięstwa. W 10. rundzie był blisko znokautowania Radczenki. Ukrainiec był zamroczony, miał miękkie nogi. Szpilka walczył do końca i za to należą mu się brawa. Nie zmienia to jednak faktu, że zawiódł.
Niestety nie widać efektów jego pracy z trenerem Romanem Anuczinem. Pięściarz powtarza, ze ich współpraca jest super, ale w ringu tego nie widać. Trener nie był w stanie oduczyć Artura fatalnych nawyków w obronie. Prawie każdy lewy sierpowy Radczenki dochodził celu. W ofensywie boks Polaka też nie porwał tłumów. Aktywny prawy prosty to za mało do wygrania walki. Najgorsze jest to, że Szpilka nie zlekceważył Radczenki. On był za słaby, by wygrać z Ukraińcem. Czyli pięściarzem, który nigdy nie wyjdzie poza przeciętność.
Już pojawiły się opinie, że Artur powinien kończyć karierę. On tych podpowiedzi nie weźmie pod uwagę, zrobi po swojemu. Jest ambitnym sportowcem i pewnie wróci na salę treningową. Już mówił, że chce dać rewanż Ukraińcowi. Szpilka jest potrzebny w polskim boksie. Mediom, kibicom, hejterom. Tak im też. Jest potrzebny z prostego powodu, bo generuje emocje. W ringu i poza nim. Jego brak wszyscy odczują, gdy zakończy karierę.
Niestety pod względem sportowym jest coraz gorzej. I to Artur musi wziąć pod uwagę. Z taką defensywą będzie się przewracał też w kategorii cruiser. Szkoda tracić zdrowie w takich walkach jak z Radczenką. Tym bardziej że Artur zbyt dużo za nią nie zarobił, a ciosów przyjął dużo.
Szpilka jeszcze może wygrywać walki. Pod warunkiem, że będzie miał odpowiednio dobieranych przeciwników. Teraz jego karierę należy poprowadzić ostrożnie. Promotor musi minimalizować ryzyko. W skrócie: przez pasy powinien przeprowadzać go za rączkę. Tylko w ten sposób Szpilka nie zdobędzie mistrzostwa świata. Może zdobyć lokalną sławę w halach w Sosnowcu, Łomży czy Radomiu. Pytanie, czy Artura to interesuje?
Więcej o boksie znajdziecie na blogu pogongu.wordpress.com.