- Dlaczego to zrobiłeś - krzyczał wściekły Deontay Wilder zaraz po przerwaniu pojedynku do swojego narożnika. A kilkanaście minut po walce powiedział tak: - Dziś lepszy był Fury i to on wygrał, takie rzeczy się zdarzają. Chciałbym jednak, żeby narożnik dał mi więcej czasu i pozwolił dalej boksować. Jestem wojownikiem i tak też walczę. Nie szukam wymówek, wrócę silniejszy - stwierdził porozbijany Wilder.
Okazuje się, że to nie pierwszy trener Wildera Jay Deas, a Mark Breland, a więc drugi trener Amerykanina, poddał tę walkę. - Mark rzucił ręcznik, choć uważam, że nie powinien tego robić. To był błąd, bo Deontay to jest gość, który nigdy nie chce się poddawać. Zawsze walczy do końca. Dysponuje takim ciosem, który w każdej chwili może odwrócić losy walki - powiedział Deas.
Ale to niepokonany Fury zdobył pas mistrzowski WBC wagi ciężkiej, a Wilder przegrał po raz pierwszy. Do tej pory w karierze na deskach leżał dwukrotnie. W sobotę liczony był kolejne dwa razy. A pewnie byłby trzy, gdyby sędzia Kenny Bayless w 7. rundzie nie przerwał pojedynku na życzenie narożnika pięściarza.
Deas przyznał jednak, że Wilder po walce ma się dobrze i niebawem wróci na ring. - Ale na ten moment przede wszystkim gratulacje dla Tysona i jego teamu - zakończył trener Amerykanina.