W piątek wieczorem w stolicy Demokratycznej Republiki Konga Michał Cieślak (19-1, 13 KO) przegrał na punkty z Ilungą Makabu (27-2, 24 KO) w walce o wakujący pas mistrza świata federacji WBC w kategorii junior ciężkiej. To, co działo się jednak wokół tej walki przejdzie do historii nie tylko polskiego, ale i światowego boksu.
Jeszcze w piątek przed południem nie było pewne, czy Cieślak wejdzie do ringu. Okazało się, że organizatorzy nie wypłacili pieniędzy. Federacja WBC dała gospodarzom ultimatum do godziny 14 na ich znalezienie i zagroziła, że wycofa pas ze stawki pojedynku.
Pieniądze się w końcu znalazły, ale jak na stawkę pojedynku wcale nie była to porażająca kwota, bo nieoficjalnie mówi się, że Cieślak za walkę z Makabu zarobił 150 tys. dolarów. Był to dopiero początek problemów, bo jeden obcokrajowiec z Konga może wywieźć maksymalnie 10 tys. dolarów, a już wcześniej miało dojść do rabunku w hotelu.
Team Polaka jeszcze przed walką zdecydował się na wyjazd z kraju, co zauważył polski dziennikarz bokserski - Przemysław Garczarczyk. - Nie ma żadnej fotki, żadnej wypowiedzi promotorów Michała po walce. Nie było ich też na ringu w momencie ogłaszania werdyktu, czego jeszcze NIGDY nie widziałem. Wszystko OK?" - pytał na Twitterze, a po jakimś czasie dodał, że promotorzy Cieślaka po prostu wyjechali z kraju.
Wydaje się, jednak, że cała operacja została zakończona sukcesem, bo Wasilewski napisał na Twitterze. - Ogromne emocje i nerwy przez kilka tygodni. Kulminacja na miejscu. Michał zdał egzamin na 4+. Mimo potężnego obciążenia, mocno niesprzyjających warunków, był o włos od zdobycia tytułu mistrza świata. Tę walkę kibice boksu będą pamiętali całe życie. A to mam nadzieję początek dużego sportu Michała Cieślaka" - napisał promotor Polaka.
Sam pojedynek był ciekawy, przeboksowany na pełnym 12-rundowym dystansie. Ale równie ciekawie było też przed samą walką. - Żyjemy, cali i zdrowi... W bardzo dziwnym kraju... Udało nam się nawet dostać z powrotem paszporty na lotnisku. Policja, konwój, nawet cywile pod bronią. Byłem w ponad 50 krajach. Tu jest inaczej. Na każdym rogu widać i czuć naprawdę "Psy Wojny". Wszędzie ochrona i najemnicy. Jesteśmy sami, jest naprawdę bardzo niebezpiecznie - napisał kilka dni temu na Twitterze Andrzej Wasilewski, promotor Cieślaka.
Później wpis został skasowany, ale pojawiły się inne. Nie tylko Wasilewskiego, ale też Tomasza Babilońskiego - współpromotora Cieślaka - który również poleciał do Kinszasy, gdzie już pierwszej nocy - w pięciogwiazdkowym Pullman Grand Hotelu - został obrabowany.