Krzysztof Głowacki bezczelnie oszukany w walce o mistrzostwo świata. Ale może być lepiej

2019 był rokiem prawdy o polskim boksie. Teoretycznie, nasi pięściarze mogli zapisać się w historii, w praktyce większość z nich została brutalnie zweryfikowana. Ale choć ostatnie dwanaście miesięcy nie były dla Polaków zbyt udane, to wciąż jest nadzieja na lepsze jutro.

Szansę na mistrzostwo świata mieli Krzysztof Głowacki (31-2) i Maciej Sulęcki (28-2). O ile ten pierwszy został w ordynarny sposób oszukany przez sędziego w starciu z Mairisem Briedisem, o tyle Sulęcki przekonał się, że do ścisłej czołówki wagi średniej wciąż mu daleko. Skoro Demetrius Andrade zdeklasował Sulęckiego, to zapewne dokonaliby tego również: Saul Alvarez, Chris Eubank Jr., Jermall Charlo czy Giennadij Gołowkin.

Tego ostatniego pokonać spróbuje niepokonany Kamil Szeremeta. W listopadzie federacja IBF uznała go obowiązkowym pretendentem do tytułu mistrza świata wagi średniej. Problem w tym, że jego nieskazitelny rekord (21-0) to w dużej mierze zasługa promotora - Andrzeja Wasilewskiego, który przez całą karierę starannie dobierał mu rywali. Starannie, czyli tak, by jego pięściarz się nie skaleczył. Starcie z doświadczonym Kazachem zapewne obnaży jego techniczne wady i brak doświadczenia w starciach z najlepszymi.

Ekspert: Szpilka w cruiser może być potworem

Zobacz wideo

Izu, czyli zmarnowany talent

O dołączeniu do elity wagi ciężkiej marzył Izu Ugonoh, ale kilka miesięcy temu w fatalnym stylu przegrał z Łukaszem Różańskim, wciąż anonimowym pięściarzem dla niedzielnego kibica. Dziś już wiemy, że Ugonoh to jedynie zmarnowany talent, którego w ringu już nigdy nie zobaczymy. Prędzej zobaczymy go w klatce. Izu od kilku miesięcy trenuje MMA w warszawskim klubie WCA i wiele wskazuje, że szykuje się do debiutu w KSW.

Niemal na pewno w ringu nie zobaczymy także Tomasza Adamka (53-6). Niemal na pewno, bo Góral już kilka razy wracał z emerytury. Tym razem jednak szansę są już iluzoryczne, bo jak informował Mateusz Borek - promotor bokserski i przyjaciel Adamka - Góral od kilkunastu miesięcy nawet już nie trenuje. Ostatni raz w ringu był w październiku 2018 roku, kiedy został zmieciony przez Jarrella Millera, znanego dopingowicza. 

Wielkie ambicje miał i Artur Szpilka (23-4), ale Dereck Chisora pozbawił go wszelkich złudzeń. Kolejny raz przekonaliśmy się o tym, o czym tak naprawdę wszyscy już wiedzieliśmy: Szpilka nie jest wystarczająco odporny na ciosy. Złośliwi powiedzieliby wręcz, że ma szklaną szczękę. David Saulsberry, Mike Mollo, Bryant Jennigs, Deontay Wilder, Adam Kownacki, Mariusz Wach i Dereck Chisora. Ci wszyscy pięściarze kładli Artura Szpilkę na deski. Zaliczyć nokdaun w walce z Wilderem czy Kownackim to żaden wstyd, ale jeśli każdy poważny rywal w twoim rekordzie był w stanie posłać cię na deski, to znaczy że problem istnieje.

- To był kolejny ciężki nokaut w karierze Artura [porażka z Chisorą]. W wadze ciężkiej jeden potężny cios może znacząco wpłynąć na całą twoją karierę. Tak brutalne nokauty zostawiają ślad na psychice, a także sprawiają, że spada odporność na ciosy. Wydaje mi się, że Szpilka już po walce z Wilderem nie był taki, jak przedtem. Był rozbity. A przecież oberwał także mocno od Kownackiego, choć wtedy szybko interweniował sędzia i przerwał walkę w odpowiednim momencie. Z Mariuszem Wachem Szpilka wygrał na punkty, ale nie dość, że też mocno oberwał, to znowu w bezmyślny sposób opuszczał gardę. Takich sygnałów ostrzegających było już niestety bardzo dużo. Miga czerwona lampka - komentował Janusz Pindera, ekspert od boksu w telewizji Polsat.

Szpilka zrozumiał, że nie podbije wagi ciężkiej, więc uznał, że zejdzie do niższej kategorii. Zawodnik urodzony w Wieliczce głęboko wierzy, że w wadze cruiser (do 92 kg) będzie mógł spełnić swoje marzenie o mistrzostwie świata. Na razie jednak musi w ogóle zadebiutować w nowej wadze. Wtedy dopiero będzie można ocenić: na co go jeszcze stać.

Wach mistrzem nie zostanie, ale swoje jeszcze zarobi

O podboju wagi ciężkiej może zapomnieć Mariusz Wach (35-6). Wiking jednak wciąż będzie miał okazje do zarabiania dobrych pieniędzy, jak choćby w grudniu, gdy na punkty pokonał go Dillian Whyte. Dlaczego? Wśród zawodników wagi ciężkiej nie ma zbyt wielu pięściarzy, którzy mają podobne parametry fizyczne (202 cm wzrostu) i doświadczenie, co Wach. A przecież Wiking to idealny rywal „na przetarcie” dla każdego boksera, który będzie szykował się do walki z gigantami, takimi jak Wilder, Tyson Fury czy Anthony Joshua.

Jedynym Polakiem, który wciąż marzy o pasie mistrzowskim w królewskiej dywizji jest Adam Kownacki (20-0). Jeszcze w lipcu 2017 roku był wyszydzanym "grubaskiem", który miał być łatwym rywalem dla Szpilki, próbującego wówczas powrócić do światowej czołówki. Tymczasem Kownacki bez najmniejszych kłopotów rozbił rodaka, a następnie wygrywał z Iago Kiładze, Charlesem Martinem, Geraldem Washingtonem i Chrisem Arreolą. W 2020 roku niemal na pewno dostanie walkę o pas. Problem w tym, że w królewskiej dywizji panuje bezkrólewie. Wciąż nie wiadomo, który pięściarz jest najlepszy. Fury, Wilder czy Joshua? - Nie uważam, że Joshua i Wilder są poza moim zasięgiem. Obecnie moje szanse z nimi oceniam jako pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zmierzę się z nimi, kiedy proporcje będą wynosiły siedemdziesiąt do trzydziestu - na moją korzyść. To nie jest żadna pycha z mojej strony. Wiem, że muszę schudnąć, lepiej pracować na nogach, a także pod względem taktycznym mądrzej toczyć walki, ale będę to sumiennie poprawiał i w 2019 roku powinienem zostać mistrzem świata - przekonywał rok temu Kownacki. Czy w 2020 roku udowodni, że jego wyliczenia mają rację bytu?

Kto może w nowym roku zostać mistrzem?

Oprócz Szeremety, Kownackiego i Głowackiego, który wciąż jest wysoko notowany, podbić świat spróbuje Michał Cieślak (19-0). Już 18 stycznia w Kinszasie 30-latek zawalczy o pas wagi junior ciężkiej federacji WBC. Rywalem niepokonanego Polaka będzie Ilungu Makabu (26-2, 24 KO). Obywatel Demokratycznej Republiki Konga ostatni raz przegrał w 2016 roku, gdy pokonał go Tony Bellew. Od tego czasu 32-latek wygrał siedem walk z rzędu.

Warto śledzić także losy Roberta Parzęczewskiego (24-1). 26-latek jest już doświadczony, jak na swój wiek, więc prawdopodobnie czeka go ciekawa przyszłość. Tym bardziej, że dysponuje potężnym ciosem. I wcale nie musi zrobić dużego zamachu, aby jego rywal znacząco odczuł uderzenie. Jeśli dopisze mu zdrowie (ostatnio miał problemy z anemią), to w 2020 roku częstochowianin postara się spróbować na tle czołowych zawodników wagi superśredniej, czyli do 76 kg.

Nie można zapominać też o Fiodorze Czerkaszynoe (15-0), czyli Ukraińcu z polskim paszportem. Choć nie wygrał w boksie jeszcze nic wielkiego, wielu przepowiada mu mistrzostwo świata. O jego rozwój dba kultowy Fiodor Łapin.

Chociaż większość polskich pięściarzy nie będzie dobrze wspominała 2019 roku, to nie wykluczone, że za rok będziemy mieli polskiego mistrza świata. A może nawet kilku?

Więcej o:
Copyright © Agora SA