- Obaj lubimy ofensywny styl. Będą leciały iskry. Nie chcę tylko wygrywać. Pragnę dawać kibicom wielkie show - zapowiadał przed walką Adam Kownacki. Jak powiedział, tak zrobił. To było zderzenie dwóch czołgów. Żaden z pięściarzy nie myślał o unikaniu wojny. Obaj starali się wywierać ciągłą presję. Chris Arreola zaskoczył wielu kibiców i ekspertów, bo zaprezentował się najlepiej od lat. Nie przyjechał do Nowego Jorku tylko po wypłatę. Chciał uszkodzić Kownackiego i nie unikał półdystansu, jednak to Polak był aktywniejszy i zadawał więcej ciosów. A każde jego uderzenie ważyło więcej, niż te wyprowadzane przez Amerykanina.
Kownacki przekonywał przed walką, że podczas przygotowań pracował nad defensywą. - Trenowałem przede wszystkim schodzenie z linii ciosów. Ćwiczyłem uniki rotacyjne w stylu Mike`a Tysona - zapewniał Polak. Ale ring tego nie potwierdził. Obrona Kownackiego była dziurowa. Polak przyjął wiele mocnych ciosów, choć trzeba oddać, że nic sobie z tego nie robił. W końcu nikt go jeszcze nie posłał na deski, choć gdyby został trafiony przez Deontaya Wildera, a nie Arreolę, to mogłoby to się źle skończyć. Ostatecznie jednak Polak ustał na nogach i pewnie wygrał na punkty 117-111, 117-111 i 118-110.
Skąd u Polaka takie luki w defensywie? Od początku jego kariery praca nóg i obrona nie należą do jego atutów. Tym razem był jednak też zbyt przewidywalny w atakach, a w końcowych rundach zabrakło mu paliwa. Wydaje się, że to mogła być kwestia wagi. Kownacki ważył aż 120 kilogramów, czyli więcej o kilka kg, niż w poprzednich walkach. Teraz wiadomo, że Polak musi bardziej pilnować diety, bo na najwyższym poziomie decydują detale. No właśnie: na najwyższym poziomie.
Kownacki urodził się w Polsce, ale w wieku siedmiu lat wyjechał z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Na zawodowym ringu 30-latek stoczył już 20 walk i wciąż pozostaje niepokonanym. Na Brooklynie jest sławny (jego team sprzedał aż dwa tysiące biletów na sobotnią galę), ale w Polsce zrobiło się o nim głośno dopiero dwa lata temu, gdy znokautował Artura Szpilkę (22-4, 15 KO). Teraz już każdy kibic boksu kojarzy jego nazwisk, uśmiechniętą buzię i agresywny styl. Tym bardziej, że pojedynek z Arreolą był jego pierwszą w karierze walką wieczoru. Kownacki potwierdził, że zasługuje, aby być częstym gościem wielkich gal.
W wadze ciężkiej panuje teraz bezkrólewie. Pasy największych federacji posiada Andy Ruiz Jr (sensacyjny pogromca Anthony`ego Joshui) oraz niepokonany Deontay Wilder. Ale liczą się także Tyson Fury i właśnie Joshua. Panuje jednak teraz spore zamieszanie w wadze ciężkiej. Wilder będzie walczył w listopadzie z Luisem Ortizem, a później czeka go pewnie rewanż z Tysonem Furym [poprzednio zremisowali]. Natomiast Joshua będzie próbował zrewanżować się Ruizowi. Dlatego niewykluczone, że Kownacki, zanim przystąpi do walki o pas, zmierzy się jeszcze z Kubratem Pulewem, liderem rankingu IBF, czyli federacji, której pas interkontynentalny Kownackiemu zapewnił triumf nad Arreolą.
Anthony Joshua (22-1), Andy Ruiz Jr (33-1), Deontay Wilder (41-0-1) i Tyson Fury (28-0-1) – tak układa się czołówka wagi ciężkiej. Czy Kownacki powinien być dopisany obok tych nazwisk? Wciąż mamy za mało danych. Wiadomo jednak, że "Baby Face" zasłużył już na walkę o pas. Tyle tylko, że do ewentualnej walki przystąpi w roli underdoga.