To była krótka, ale emocjonująca walka. W nowojorskiej Barclays Centre czempion WBC w królewskiej dywizji Deontay Wilder (41-0-1, 40 KO) po raz dziewiąty skutecznie obronił swój pas, potężnym prawym sierpowym już w pierwszej rundzie nokautując Dominika Breazeale'a (20-2, 18 KO).
Obraz pojedynku w gruncie rzeczy niewiele odbiegał od przewidywań ekspertów. Deontay Wilder zwyciężył zdecydowanie, ale nie uniknął drobnych kłopotów. „Brązowy Bombardier” zgodnie z wcześniejszymi, buńczucznymi deklaracjami, rozpoczął aktywnie. Kontrolował walkę lewym prostym, a kiedy trzeba próbował prawego sierpa. Ten przyniósł efekt już w pierwszej rundzie pięściarz z Alabamy najpierw zasygnalizował lewy, ale zaraz potem wypalił koronnym, potężnym prawym sierpowym, który trafił wprost na szczękę pretendenta. Dominik ciężko padł na matę ringu i wydawało się, że długo się z niej nie podniesie. Nic bardziej mylnego. Kiedy sędzia kończył liczenie, nieoczekiwanie zdołał stanąć na równe nogi. Był jednak nieprzytomny, a arbiter - na całe szczęście - przerwał rywalizację.
Więcej o boksie na bokser.org