Haumono już w wieku siedmiu lat chciał odebrać sobie życie. Nie udało się, bo nóż, w ostatniej chwili wyrwał mu ojciec. Mijały lata, a depresja nie ustępowała. Później były kolejne próby. Kiedyś już mierzył do siebie ze strzelby, zrezygnował gdyż... zachciało mu się kolejnej dawki narkotyków.
- Nie potrafię nawet powiedzieć, ile razy myślałem o samobójstwie. Nie pamiętam, ale było tego dużo - powiedział Haumono w 2015 roku w rozmowie z ”Daily Telegraph”.
- Zaczynałem od marihuany, a potem piłem kilka drinków, brałem kokainę i zjadałem kilka piguł - opisywał swoją klasyczną imprezę.
Brał dragi, bo chciał poczuć się twardzielem. Później przestało mu to wystarczać. Zaczął też zarabiać na handlu. Produkował ponad 10 tysięcy tabletek Extasy miesięcznie. A w międzyczasie zarabiał na rugby.
Australijczyk urodzony w Nowej Zelandii (1975 r.) jest synem Maile`a Haumona, niegdyś cenionego pięściarza wagi ciężkiej. Dzięki pasji ojca również pokochał sport, ale zaczynał od rugby. Łączył ćpanie z byciem zawodowcem. Uważano go za całkiem przyzwoitego zawodnika. W australijskiej National Rugby League zdążyć zagrać ponad 100 meczów.
W 2000 roku uznał, że jednak chce podążać śladami ojca. Wygrał pierwsze osiem zawodowych pojedynków. Wydawało się, że może osiągnąć spory sukces, ale depresja i silne uzależnienie nie pozwalało mu się skupić wyłącznie na treningach.
- Byłem naprawdę bardzo niestabilny i ciągle uzależniony. Sąsiedzi musieli myśleć, że jestem totalnie zwariowany, ponieważ czasami wybiegałem na podwórko i po prostu zaczynałem strzelać z mojego karabinu szturmowego w powietrze. Tylko po to, aby wyładować moje frustracje - powiedział.
Po niespełna trzech latach znudził mu się boks. Olał (!) nawet propozycję współpracy od słynnego promotora, legendarnego Dona Kinga...
W 2003 roku wrócił na boisko, najpierw grając w barwach australijskiego Manly, a później przeniósł się do Anglii i tam występował w London Broncos. W debiutanckim sezonie został nawet wybranym najlepszym zawodnikiem zespołu. Londyn to wielka metropolia, gdzie łatwo się zgubić. Szczególnie, gdy ciągle chodzisz naćpany.
Podczas imprezy w kilkupiętrowym klubie, zaczął mieć narkotyczno-alkoholowe halucynacje. Wydawało mu się, że widzi demony. Gdy schodził na kolejne piętra, było coraz gorzej. Poczuł, że znajduje się w piekle i jest blisko śmierci. Wtedy objawił mu się Bóg, pomógł nie tylko uciec z klubu, ale i wyjść z nałogu. Twierdzi, że dopiero wtedy zrozumiał, że musi zmienić swoje życie.
- Nadszedł czas, abym mówił o swojej historii, ponieważ chcę wykorzystać ją jako ostrzeżenie dla następnego pokolenia, aby nie popełniali moich błędów - mówi Haumono.
Od kilku lat prowadzi z żoną ośrodek dla trudnej młodzieży z Redfern, ubogich przedmieść Sydney, gdzie sam się wychował. Zaczął też w pełni poświęcać się pięściarstwu. Obecnie ma na swoim koncie 24 zwycięstwa, trzy porażki i dwa remisy. Ostatni raz w ringu był w lipcu 2016 roku, kiedy w 4. rundzie znokautował go silnym podbródkowym Joseph Parker (23-0).
Porażka z Nowozelandczykiem to żaden wstyd, bo Parker jest mistrzem świata federacji WBO. A Haumono wygrał cztery poprzednie pojedynki.
- Haumono jest dobrze zbudowany [centymetr wyższy od Adamka - przyp.red.]. Wyszedł bez kompleksów do Parkera. Potrafił zaryzykować. Australijczyk ma mocne uderzenie na tle średniej klasy rywali. A Adamek jest tzw. "małym ciężkim", a nie kimś postury Parkera. Na punkty nie ma szans z Polakiem, więc od początku będzie szukał nokautu. Da się Tomkowi lekko ”wystrzelać”, a sam będzie polował na jeden mocny cios. Adamek ma dość dziurawą obronę, więc musi być czujny. Houmono nie będzie podkręcał tempa, będzie czekał na swój moment - powiedział Albert Dragon Sosnowski, pięściarz, który walczył o mistrzostwo świata z Witalijem Kliczko, a obecnie jest także komentatorem.
Biorąc pod uwagę ostatnie lata, gorszy bilans ma Tomasz Adamek. Przegrał aż trzy z czterech walk, a zwycięstwo nad emerytowanym Przemysławem Saletą, trudno traktować poważnie. Trzeba jednak pamiętać, że ostatnia porażka z Erikiem Moliną, była w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Sędzia zbyt szybko policzył do dziesięciu.
- Spodziewam się, że będzie w lepszej dyspozycji niż w ostatnich pojedynkach z Moliną czy ze Szpilką, ale z drugiej strony ma też swoje lata [40-lat - red.]. Liczę na jego powrót do stylu boksowania, nawet nie do pojedynku z Chrisem Arreolą, a do walki z Andrzejem Gołotą. Adamek był wtedy ustawiony frontalnie, bił mocne ciosy i umiał utrzymać szybkie tempo walki - powiedział Maciej Miszkiń, były pięściarz, a obecnie ekspert i komentator.
- Eric Molina był zdecydowanie trudniejszym rywalem od Haumono. W sobotę faworytem będzie Adamek. Wystarczy spojrzeć jak ciężko trenuje i jak świetne warunki zapewnił mu Mateusz Borek [promotor Adamka i organizator gali Polsat Boxing Night 7 - przyp.red]. Ściągnął Jakuba Chyckiego, który jest odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne Adamka. Tomkowi ułożono też świetną dietę. Zmienił trenera, 74-letniego Rogera Bloodwortha zastąpił 43-letni Gus Curren. To może okazać się kluczowe - dodał Sosnowski.
- Haumono ma już 41 lat i jest dość ograniczony technicznie. Atletycznie jest gorszy od Adamka, więc jest spokojnie do "wyboksowania". Jego atuty? Silna prawa ręka i odporność na ciosy. Potrafi też umiejętnie wywierać pressing i spychać przeciwnika do lin. Ale jeśli chodzi o szybkość i wyszkolenie technicznie, to Adamek jest o klasę lepszy - dodaje Miszkiń.
- Tomek zawsze miał świetne nogi. Musi wykorzystywać swoją przewagę techniczną. Powinien walczyć: akcja, obrona, akcja, obrona. Zejście, przepuszczenie, ustawianie od nowa. Nie powinien szukać ostrych wymian - dodaje Sosnowski.
- Taktyka Polaka? Musi uciekać od prawej ręki Haumono. Przepuszczać pierwszy atak rywala i zatrzymywać go swoimi kontrami. Adamek nie bije najmocniej, ale kombinacją techniczną może zagrozić rywalowi. Ma dobrą kontrę. Słynął z niej już w kategorii Cruiser, np. w walce z Travisem Walkerem - powiedział Miszkiń.
Przed Adamkiem dwie, kompletnie odmienne perspektywy. Jest zarówno bliski walki o mistrzostwo świata, jak i zakończenia kariery sportowej.
- Jeśli wygra to będzie miał szansę na walkę o pas. Spójrzmy na to z perspektywy promotora. Polak ma znane nazwisko, dobry rekord, a po wygranej z Haumono wróci do rankingów. Dlaczego takiego pięściarza ktoś by nie wziął za przeciwnika? Z perspektywy mistrza to jest łatwa, dobrowolna obrona pasa. A czy Adamek ma szansę na mistrza? Tylko pod jednym warunkiem. W organizacji WBA o pas miał walczyć Fres Oquendo z Shannonem Briggsem, ale ten drugi został złapany na dopingu. Gdyby odbyła się walka Oquendo - Adamek, to Polak miałby spore szanse. W przypadku porażki? Wróżę mu koniec kariery... Wiadomo, że jeśli będzie chciał, to będzie mógł wrócić, jak np. Roy Jones Jr., ale kogo by to interesowało? Chyba, żeby zawalczył z... Mariuszem Pudzianowskim - zakończył Miszkiń.