Boks. Deontay Wilder powraca. Czy zakończy kolejną walkę przed czasem?

25 lutego w Birmingham w amerykańskim stanie Alabama kolejną walkę stoczy mistrz świata organizacji WBC, Deontay Wilder. Amerykanin wraca po półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją ręki, a jego rywalem będzie solidny Gerald Washington. Choć pretendent to według wielu znawców boksu najtrudniejszy dotychczasowy rywal "Bronze Bombera", to jego szanse na zwycięstwo są nikłe. Przynajmniej na papierze

Deontay Wilder od czasu pokonania Bermane'a Stiverne'a i zdobycia tytułu mistrza świata stoczył cztery obrony pasa. Każdą z tych walk zakończył przed czasem. Nie były to jednak takie pogromy jak wcześniej, kiedy to posyłał przeciwników na deski najpóźniej w czwartej rundzie. Poziom umiejętności jego rywali też pozostawia sporo do życzenia. Wielu kibiców zarzuca Amerykaninowi, że wybiera sobie łatwych przeciwników i w ringu nie miał jeszcze nigdy do czynienia z naprawdę wielkiej klasy pięściarzem. Najpierw Eric Molina i Johann Duhaupas, którzy przetrwali odpowiednio 9 i 11 rund. Potem najwyżej sklasyfikowany Polak, Artur Szpilka, który zaprezentował się solidnie, lecz w dziewiątej odsłonie nadział się na potężny sierpowy faworyta i padł na ziemię nie dając oznak życia. Następnie Chris Arreola, z którym Wilder bardziej się bawił niż walczył, a jego wygłupy z tej walki stały się później hitem internetu w Stanach Zjednoczonych.

Kolejnym oponentem miał być Andrzej Wawrzyk, jednak po wpadce dopingowej polskiego pretendenta konieczne było znalezienie zastępcy. Ostatecznie do ringu wyjdzie Gerald Washington, który według ekspertów będzie najtrudniejszym dotychczasowym przeciwnikiem dla Wildera.

Żołnierz i piłkarz

Co można powiedzieć o 34-latku? Bez wątpienia jednym z jego atutów są warunki fizyczne. Wysoki wzrost (198 cm) i szeroki zasięg ramion (208) mogą sprawić w tej walce problemy Wilderowi, który w tej statystyce góruje nieznacznie (201 i 211 cm). Ponadto Washington również nie zaznał jak dotąd smaku porażki. Może się zaś pochwalić 18 zwycięstwami przy jednym remisie z mocnym Amirem Mansourem. W przeszłości należał do US Navy i z powodzeniem uprawiał futbol amerykański. Kariera w NFL stała otworem, ale w 2012 roku zdecydował się związać swoją przyszłość z boksem. Teraz czeka go najtrudniejszy sprawdzian w życiu.

- Chcę pokazać się z najlepszej strony, rozbić Wildera i stać się pierwszym zawodnikiem, który go znokautuje. Jeśli będzie to konieczne, przeboksuję 12 pełnych rund i zabiorę mu ten pas - zapowiada entuzjastycznie Washington. Mistrz docenia klasę rywala, ale jest też pewny swojej wygranej.

- Gerald to potężny facet, widziałem go kilka razy w życiu. Zawsze okazywał mi dużo szacunku i cierpliwie czekał na swoją szansę. Na pewno da z siebie wszystko, ale to ja wygram tę walkę. Jestem tego pewien - odpowiedział w swoim stylu "Bronze Bomber", którego kurs na zwycięstwo w zakładach bukmacherskich waha się pomiędzy 1,04 a 1,07.

Czy będzie niespodzianka?

Na papierze Wilder jest zdecydowanym faworytem, a jego ewentualna porażka będzie uznana w świecie boksu za jedną z największych sensacji ostatnich lat. Wielu kibiców upatruje jednak pewne szanse Washingtona.

Po pierwsze - warunki fizyczne. Żaden z ostatnich pięciu rywali Wildera nie może się pochwalić takim zasięgiem ramion i muskulaturą co Washington. "Czarny Kogut", bo taki przydomek nosi Gerald, operuje też mocnym uderzeniem i cechuje go dość duża wytrzymałość. Ponadto nie do końca wiadomo, jak się ma prawa ręka Wildera. W trakcie walki z Arreolą doznał złamania kości dłoni i musiał przejść operację. Najbliższe starcie będzie więc jej sprawdzianem. Mistrz mówi, że już wszystko w porządku, trenuje na pełnych obrotach i do walki przystąpi w pełni przygotowany. Jak jest jednak naprawdę, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że prawa ręka Wildera to jego największa broń i bez niej jest on zdecydowanie mniej efektywny. Z Arreolą musiał sobie radzić praktycznie tylko lewym ramieniem i udało się zwyciężyć, ale Washington może tego nie przepuścić.

Co potem?

Nieelegancko jest zastanawiać się nad wyborem kolejnego przeciwnika, kiedy jeszcze pierwszego się nie pokonało, ale Wilder jest pewny swojej wygranej i już zapowiada swoją wieloletnią dominację w kategorii ciężkiej. Starcie z Anthonym Joshuą trzeba póki co odłożyć, ponieważ Brytyjczyk musi najpierw pokonać w kwietniu Władimira Kliczkę. W tej sytuacji Wilder planuje pojedynek z mistrzem świata organizacji WBO, Josephem Parkerem. Jego zdaniem Nowozelandczyk pewnie wygra z Hughie'em Furym, a wtedy celem obu powinna być wzajemna konfrontacja.

Ostatnim niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej był Lennox Lewis. Teraz na jego następcę typuje się dwóch pięściarzy: Deontaya Wildera i Anthony'ego Joshuę. Ich pojedynek byłby niesamowitym wydarzeniem, lecz nie można wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Wilder powinien się skupić na swoim najbliższym rywalu, bo eksperci są zgodni: jego szczęka nie jest najmocniejsza, a Washington ma czym uderzyć. Chwila dekoncentracji, jeden cios i sensacja może stać się faktem. Wtedy jednak wszystkie plany dotyczące Parkera i Joshuy trzeba będzie odłożyć na dalszy plan, bowiem w kontrakcie na sobotnią walkę jest klauzula o natychmiastowym rewanżu w przypadku wygranej Washingtona.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.