Józef Grudzień: tak, to pierwsze skojarzenie. Generalnie niewiele myśmy mieli do czynienia z boksem zawodowym, więc później o Alim zbyt dużo nie słyszeliśmy. Zresztą, wcześniej też nie. Ja o tym pięściarzu usłyszałem dopiero właśnie w roku 1960. Kiedy odbywały się igrzyska w Rzymie, on miał 18 lat. W finale walczył ze Zbyszkiem i był wielką niewiadomą, talentem, który dopiero co się objawił.
- Ali, a właściwie wtedy jeszcze Cassius Clay, wygrał zdecydowanie, bo miał niesamowity talent, zachwycił refleksem i świetnym przygotowaniem kondycyjnym. Zbyszek był wielkim mistrzem, miał już duże doświadczenie, ale w kraju nie miał w swojej kategorii takiej konkurencji, która pomogłaby mu wejść na wyższy poziom pod względem przygotowania wytrzymałościowego. Pietrzykowski na pewno by wygrał, gdyby miał lepszą kondycję, bo technicznie przewyższał rywala. Niestety, Ali był szybszy i ta jego szybkość miała decydujące znaczenie w drugiej i w trzeciej rundzie. W pierwszej Zbyszek był górą, w drugiej zaczął przeważać jego przeciwnik, a trzecią Ali wygrał zdecydowanie i na pewno zasłużył na złoty medal.
- Powiem szczerze, że opinii Zbyszka na temat ich pojedynku to nawet dobrze nie znam, bo my nie lubiliśmy wspominać tych walk, które przegraliśmy. To nic miłego, człowiek woli mówić o zwycięstwach i zdobytych tytułach. A w ogóle to w ostatnich latach przed śmiercią Zbyszek czuł się słabo, chorował i już trudno było z nim porozmawiać. Kiedy chciałem wiedzieć, jak się miewa, rozmawiałem z jego żoną.
- Nie, bo my w ogóle w tamtych czasach nie kontaktowaliśmy się ze Stanami Zjednoczonymi. A przecież on zaraz po Rzymie przeszedł na zawodowstwo, więc na żadnym turnieju nie mogłem go spotkać. Znam go tylko z telewizji, m.in. z transmisji walki z Pietrzykowskim, i z prasy.
- Był świetny, przegrywał jakieś walki, ale boks zawodowy rządzi się innymi prawami niż amatorski. W tym drugim prawie nie ma pieniędzy, kiedyś liczyła się tylko ambicja, chęć wygrywania i przygotowanie, a w zawodowstwie to trudno powiedzieć, jak jest. W każdym razie Ali w tym zawodowstwie radził sobie znakomicie, długo nie było nikogo, kto byłby mu w stanie zagrozić. Wydaje mi się, że lepszego boksera w historii nie było. Reprezentował bardzo dobry styl, technikę, refleks, miał wszystko, co powinien mieć wielki mistrz.
- Nieraz myśleliśmy, że ciekawie byłoby się w tym świecie sprawdzić, ale trudno powiedzieć, co moglibyśmy osiągnąć. Teraz to tylko teoria, ale zawodnicy, którzy z nami przegrywali, po przejściu na zawodowstwo zdobywali tytuły, więc może i my, jako bokserzy dobrze wyszkoleni technicznie, coś byśmy zdziałali? Myślę, że tak mogłoby być, bo przecież Dariusz Michalczewski i Andrzej Gołota coś osiągnęli, a obaj to dobrze wyszkoleni zawodnicy.