Muhammad Ali. Bił mocno, mówił ostro

Nadawano mu liczne przydomki, ale ten jeden pasował idealnie. ?Pyskaty?. Bo Muhammad Ali nigdy nie bał się mówić szczerze tego, co myśli. Największy pięściarz w historii, zmarł w piątek w wieku 74 lat.

Cassius Marcellus Clay urodził się w 1942 roku w Louisville w Kentucky. A choć w tym stanie przyszedł na świat również Abraham Lincoln, prezydent, który zniósł niewolnictwo w USA, to Kentucky sympatyzowało z niewolniczym Południem, a Louisville było jednym z głównych centrów handlu niewolnikami. Kentucky nie odłączyło się od Unii podczas Wojny Secesyjnej, a 13 poprawkę do Konstytucji, znoszącą niewolnictwo, przyjęło oficjalnie dopiero w 1976 roku (później zrobiło to tylko Missisipi, w 1995 r.).

Rodzina Clayów też była potomkami niewolników. Ojciec późniejszego mistrza świata, Cassius Marcellus Clay Sr. otrzymał imię i nazwisko po znanym działaczu abolicjonistycznym i takie też imię nadał synowi (młodszy brat Muhammada Alego nazywał się Rudolph Valentino Potem zmienił nazwisko na Rahman Ali).

Praprapradziadkiem Alego był zaś Henry Clay, polityk, mówca, twórca Partii Wigów. Plantator z Kentucky, który również posiadał niewolników, jednak w testamencie dał im wolność.

Ali nigdy nie był dumny ze swych białych korzeni.

- Moja biała krew pochodzi od posiadaczy niewolników, z gwałtów. Biała krew nas krzywdzi, rani. Gdy byliśmy ciemniejsi, byliśmy silniejsi, czystsi - stwierdził kiedyś.

Agresywny był ponoć od zawsze. Odessa Clay, jego matka wspominała, że gdy miał 6 miesięcy tak mocno machnął piąstką, że wybił jej dwa przednie zęby.

- To był jego pierwszy nokaut - śmiała się.

Nazywam się Cassius Clay

Bokserem został trochę przez przypadek. Gdy miał lat 12, skradziono mu rower. Ktoś skierował go do posterunkowego Joe Martina. Mały Cassius spotkał się z policjantem, zapowiedział, że chętnie zlałby złodzieja.

- Najpierw wypadałoby, byś nauczył się boksować - odparł tamten.

Odtąd niemal zamieszkał w sali gimnastycznej. I błyskawicznie robił karierę. Sześć lat po spotkaniu z Martinem pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Rzymu. I wywalczył tam złoty medal, pokonując w finale Zbigniewa Pietrzykowskiego.

Krótko po tym, już w rodzimym Louisville, Clayowi wraz z kolegą, Ronniem Kingiem odmówiono obsługi w restauracji przeznaczonej tylko dla białych.

- Nazywam się Cassius Clay. Jestem mistrzem olimpijskim - przekonywał bokser.

- Gówno mnie obchodzi, kim jesteś. Mówiłem, że nie obsługujemy tu czarnuchów - odparł właściciel.

Wymianę zdań usłyszeli członkowie motocyklowego gangu, "w kurtkach z naszywkami symboli nazistowskich i flag Konfederacji". Wywiązała się bójka, a olimpijski medal, z którym Clay nigdy się nie rozstawał, został zerwany z szyi mistrza.

Wściekły, rozczarowany Clay wrzucił go potem do rzeki Ohio na znak protestu przeciw rasistowskim uprzedzeniom panującym w Stanach.

- Zobaczyłem go takim, jakim jest. Zrozumiałem, że jest tylko przedmiotem. Stracił swoją magię. I już wiedziałem, co zrobię z tym kawałkiem taniego metalu - mówił Ali. Tak opisuje to wydarzenie w autobiografii "Najwspanialszy: Moja własna historia", którą spisał jego przyjaciel, Richard Durham.

Wielu kwestionowało potem tę wersję sugerując, że Ali po prostu zgubił medal, a potem dorobił do tego wzruszającą historię. W filmie biograficznym "The Greatest" nie ma sceny bójki z motocyklistami, Thomas Hauser w biografii Alego pisze tylko o tym, że bokser stracił medal.

Kiedy podczas Igrzysk w Atlancie w 1996 roku Alemu, który zapalił wtedy olimpijski znicz, przywrócono krążek, Bob Costas, sprawozdawca telewizji NBC, powiedział, że historia o wrzuceniu medalu to rzeki to tylko "apokryf". - Mogło tak być, ale bardziej prawdopodobne jest, że krążek po prostu przepadł - stwierdził Costas.

Mark, syn nieżyjącego już wówczas Richarda Durhama oraz jego syn, Mark, skomentowali: - Costas i NBC powinni przeprosić moją rodzinę!

Muhammad Ali

Jedno jest pewne - Clay w tym czasie się zmienił. Zafascynował go Malcolm X - charyzmatyczny działacz Narodu Islamu (Czarnych Muzułmanów), organizacji walczącej o prawa Afroamerykanów.

Szybko się zaprzyjaźnili, Malcolm X był częstym gościem na treningach Alego, który przygotowywał się do walki z mistrzem świata, Sonnym Listonem. Nagabywany przez dziennikarzy, czy to oznacza, że przyłączy się do Czarnych Muzułmanów, odparł: - Być może.

Malcolm X traktował Claya jak młodszego brata. I jako jeden z nielicznych przepowiadał mu wygraną nad Listonem.

- Clay wygra. Jest najlepszym czarnoskórym sportowcem jakiego znałem. Niewielu ludzi wie, jak wielki umysł kryje jego ciało. Nie zapominajcie, że klaun nigdy nie będzie umiał udawać mądrego człowieka, a mądry człowiek klauna - bez problemu - mówił.

25 stycznia 1964 roku Sonny Liston, "Wielki Niedźwiedź", człowiek, którego bała się cała Ameryka (łącznie z Clayem!), nie wyszedł do 7. rundy. Nowym mistrzem wagi ciężkiej został 22-latek z Kentucky. Naród Islamu, wcześniej niechętny (prócz Malcolma X rzecz prosta) Clayowi, tym razem przyjął go do swoich szeregów. Mistrz poinformował o tym nazajutrz po walce z Listonem.

Czempion wagi ciężkiej członkiem organizacji, która głosi supremację czarnych, a białych nazywa diabłami? To był szok! Claya zaatakowali dziennikarze i politycy. On sam przekonywał, że nie ma nic wspólnego z polityką, a jego wybór dotyczy wyłącznie kwestii religijnych.

- Nie zamierzam dać się zabić tylko po to, by przekonać do siebie ludzi, którzy mnie nie chcą. Integracja [białych z czarnymi - red.] to zły pomysł. Nie chcą jej biali, nie chcą muzułmanie - mówił. - Powtarzają mi, jak dobrym byłbym przykładem, gdybym tylko nie był muzułmaninem. I czemu nie mogę być jak Sugar Ray [Robinson - red.] albo Joe Louis? Ale od ich czasów nic się nie zmieniło, czarni są w takiej samej sytuacji, wciąż na granicy piekła.

Młodzi Afroamerykanie z miejsca obwołali Claya bohaterem. "Miał odwagę otwarcie powiedzieć białym, by poszli do diabła. Postanowiłem, że też tak zrobię" - wspominał Julian Bond, ledwie dwa lata starszy od Claya działacz społeczny i aktywista ruchu czarnych Amerykanów.

A pogromca Listona szybko poszedł dalej. Najpierw ogłosił, że nie jest już Cassiusem Clayem, tylko Cassiusem X - w ten sposób zrywał z nazwiskiem pochodzącym z czasów niewolnictwa. Jeszcze tego samego dnia Elijah Muhammad, lider Czarnych Muzułmanów wydał oświadczenie, że bokser będzie się nazywał Muhammad Ali. Choć wielu, w tym dziennikarze "New York Timesa" nadal mówili o nim Clay.

Odważyli się być odważnymi

Muhammad, nadając Alemu imię, chciał przeciągnąć go na swoją stronę w rozgrywkach z Malcolmem X (co mu się udało, a co Ali nazwał później swoim największym błędem), ale to, co zrobił Ali, zmieniło Afroamerykanów. Zaczęli walczyć o swoje. W lecie 1964 roku ponad tysiąc działaczy społecznych zostało aresztowanych, w gettach co chwilę wybuchały zamieszki.

- Czarni Amerykanie pokonali swój strach. I myślę, że spora ich część uczyniła to pod wpływem Muhammada Alego. On po prostu odważył się nie bać. I dał ludziom odwagę - mówił Bryant Gumbel, dziś jeden z czołowych dziennikarzy telewizyjnych w USA.

W 1965 roku kilku członków organizacji SNCC (Student Nonviolent Coordinating Committee) powołało własną partię. Ich symbolem była czarna pantera, a hasłem: WE Are the Greatest (Jesteśmy najwspanialsi) - slogan wzięty prosto od Alego. Nie wszystkim się to podobało. Dawny mistrz, Floyd Patterson (tytuł zabrał mu Liston) wyzwał Alego na pojedynek. Owinięty we flagę USA przekonywał, że "musi odebrać tytuł Czarnym Muzułmanom i sprowadzić go na powrót do Ameryki". Zwracał się też do przeciwnika nie inaczej jak "Clay". Przegrał przez techniczny nokaut w 12. rundzie. Ali przez całą walkę krzyczał do rywala: "No dalej, biała Ameryko! Jak mam na imię?!" Był listopad 1965 r.

Nie jadę do Wietnamu

Na początku następnego roku Ali dostał powołanie do wojska. Usłyszał tę nowinę od dziennikarzy. - Człowieku, ja nic nie mam do Vietcongu! - odpowiedział.

W radiu królowała wówczas "Ballada o Zielonych Beretach" Barry'ego Adlera, byłego żołnierza, obecnie artysty, a 60 procent Amerykanów wg Instytutu Gallupa było zdania, że wysłanie wojsk do Wietnamu było trafną decyzją (badanie z sierpnia 1965 r.)

- Wypowiedź Alego dała siłę ruchowi antywojennemu. To nie był jakiś bezimienny naukowiec, artysta, czy duchowny. Nie można było nie usłyszeć jego głosu - oceniał Daniel Berrigan, działacz pacyfistyczny.

Wypowiedź i postawę Alego komentowali wszyscy. Politycy, wojskowi i telewizyjni komentatorzy chcieli jego głowy, ale młodzi ludzie słuchali jak natchnieni.

"Ta odmowa była kolosalna" - pisał w "Sports Illustrated" Jack Olsen. A poetka Sonia Sanchez stwierdziła: - Mistrz wagi ciężkiej, czarodziej, przeniósł swą walkę z ringu do świata polityki I biznesu. Wiadomość została wysłana!

Odebrało ją wielu. Wśród nich sam Martin Luter King, który zainspirowany przez Alego włączył się w ruch antywojenny. Demonstracje popierające Alego i potępiające wojnę odbyły się w Pakistanie, Egipcie, Gujanie Bokser był na czołówkach gazet całego świata.

Muhammad Ali odmówił służby z powodów religijnych: - Pójdę do więzienia? I co! Byliśmy za kratami przez 400 lat! - mówił.

Za odmowę służby standardowo groziło 18 miesięcy więzienia i 10 tys. dolarów grzywny. Ali dostał pięć lat. Natychmiast się odwołał. Wyszedł z aresztu za kaucją, ale stracił licencję bokserską i wszystkie tytuły. Po trzech latach wyrok został uchylony w procesie apelacyjnym. Ali wrócił na ring. Triumfował, bijąc w "The Rumble in the Jungle" George'a Foremana, a w "Thrilla in Manila" Joe'go Fraziera. Ale równie ważne zwycięstwa, co pięściami, odniósł słowami. W końcu nie na darmo jeden z jego przydomków brzmiał "Pyskaty".

Więcej o: