Zderzenie Adamka ze ścianą

Żaden pięściarz nie chce kończyć kariery porażką. Ani Andrzej Gołota, ani Muhammad Ali. A jednak obaj zeszli z ringu upokorzeni. Czy po sobotniej porażce Tomasz Adamek będzie jeszcze boksował?

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

- Jeszcze nigdy nie widziałem Tomka tak załamanego jak po przegranej ze Sławą Głazkowem. Jakby jego depresję po porażce z Witalijem Kliczką pomnożyć razy 100. Wyjeżdżając samotnie w środku nocy spod hali Sands Casino w Bethlehem, miał łzy w oczach - mówi Przemysław Garczarczyk, dziennikarz amerykańskiej strony FightNews.com i opiekun mediowy ekipy Adamka.

Najlepszego polskiego pięściarza wagi ciężkiej pobił w sobotę młodszy o osiem lat zawodnik, który, owszem, ma za sobą ładną kartę amatorską i brązowy medal olimpijski z Pekinu, ale stoczył dotąd zaledwie 17 profesjonalnych pojedynków. W dodatku przeciwników Ukraińca wybierano chyba z książki telefonicznej, bo - oprócz Malika Scotta, z którym zremisował dzięki dość wątpliwemu i zbyt korzystnemu werdyktowi - są szerzej nieznani. - Nie wiem, co dalej z karierą. Wiem, że nie zaboksuję już o tytuł. To niemożliwe - powiedział w telewizji NBC zaraz po przegranym pojedynku 37-letni Adamek. - Nie stać mnie na budowanie kariery od nowa.

Ringowe wypowiedzi dla NBC i dla Polsatu były jedynymi, jakie wycisnęły z niego media w USA.

Kilkanaście minut później Kathy Duva z Main Events, promotorka obydwu walczących w sobotę pięściarzy, dołożyła swoje: - Byliśmy świadkami zmiany warty.

To miara upokorzenia byłego mistrza świata wagi półciężkiej i juniorciężkiej, przeciwnika w walce o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej.

Adamek nie wyglądał w pojedynku z Głazkowem tak tragicznie, jak wskazuje stan jego ducha. Ukrainiec nie spuścił mu lania. Było to raczej bezlitosne, inteligentne i precyzyjne wykorzystanie wiedzy, jaką nabył jako sparingpartner podczas przygotowań Polaka do walki z Dominickiem Quinnem w sierpniu zeszłego roku. Oczywiście to, że były sparingpartner staje się później przeciwnikiem, jest powszechne. Ale trzeba z tym uważać, zwłaszcza powinni uważać zaawansowani wiekowo pięściarze, którzy powoli tracą największe zalety. Te, dzięki którym dotąd wygrywali.

A jednak trener Adamka Roger Bloodworth przed pojedynkiem bagatelizował znaczenie zeszłorocznych sparingów.

Głazkow potrafił wykorzystać to, co wtedy zauważył - słabość Adamka w defensywie, opuszczoną prawą rękę, otwartą, wrażliwą na ciosy prawą stronę obrony. W połączeniu z większą szybkością lewych prostych - dotąd szybkość była atutem Polaka - miał gotowy sposób na zwycięstwo z Adamkiem. Rzadko zdarza się, by lekarz już po trzeciej rundzie musiał wejść do narożnika i badać, czy walka powinna trwać pomimo urazów związanych z przyjęciem dziesiątków ciosów. Tak było w sobotę.

Jednak porażka ma swoje głębsze przyczyny, powiedzmy, naturalne. Jedną z nich jest właśnie utrata szybkości, czyli cechy fizycznej, która najszybciej spada wraz z wiekiem. Adamek mógł na niej polegać i wygrywać, nie dysponując nokautującym ciosem, wzrostem ani wagą urodzonego pięściarza wagi ciężkiej.

Drugą przyczyną jest "przebieg" - 52 walki, 351 rund w 15 lat. W ostatnich czterech latach było to 12 pojedynków. Aż dziewięć z nich trwało w pełnym wymiarze, dziesiąty był wielorundowym laniem od Witalija Kliczki.

Właśnie pojedynek z wielkim Ukraińcem był szczytem, po którym zaczęło się schodzenie Adamka. Od porażki we Wrocławiu dwa i pół roku temu Polak ani razu nie wyglądał na numer 3 wagi ciężkiej, jakim był w wielu rankingach. Po bardzo trudnej, lecz zdecydowanie zwycięskiej walce z Nagym Aquilerą, z olbrzymimi problemami wygrał z Eddiem Chambersem, choć ten wszedł do ringu po półtorarocznej przerwie i przez 11 rund bił się niemal wyłącznie prawą ręką, bo w lewej naderwał mięsień. Z Travisem Walkerem, żadnym tam orłem ani sokołem, Polak miał poważne kłopoty i leżał na deskach. Była też walka z o 10 kilogramów lżejszym żółtodziobem w wadze ciężkiej Steve'em Cunninghamem (dopiero druga walka Amerykanina w najwyższej kategorii), zakończona wstydliwym, niejednogłośnym zwycięstwem Polaka wbrew opinii wielu obserwatorów.

Może więc Adamek padł ofiarą "efektu Kliczków". Kilku ambitnych zawodników po zderzeniu z największymi atletami boksu przeżywało długi kryzys formy połączony ze zniechęceniem lub w ogóle rezygnowało. Witalij wyrzucił z ringu na zawsze Lennoxa Lewisa i Shannona Briggsa, Władimir wpędził w depresję Rusłana Czagajewa, Eddiego Chambersa, Lamona Brewstera i Samuela Petera.

Pięściarzom trudno przejść do porządku i do kolejnych walk po gwałtownym, drastycznym odarciu z marzeń o zdobyciu najważniejszego tytułu, po bardzo bolesnym uświadomieniu sobie własnych ograniczeń, jak to się dzieje w starciach z Kliczkami. Znaczy po dojściu do ściany.

W normalnym życiu człowiek idzie na terapię, roczne wakacje, zmienia otoczenie itd. W boksie po kilku miesiącach trzeba znów wejść do ringu ze 100-kilowym facetem, który myśli tylko o tym, by cię zniszczyć.

Adamek wciąż jest bardzo chętnie oglądany w kraju. Artykuł o jego porażce z Głazkowem był jednym z najczęściej czytanych w niedzielę w serwisie Sport.pl. W poniedziałek nie odbierał telefonu, nie ma wieści o jego planach. Być może nie odetnie się od boksu jednym gwałtownym cięciem, lecz zrobi to na przykład pojedynkiem w Polsce - a ten przyciągnie zainteresowanie. Czy pożegna się zwycięstwem? Przypadek Gołoty, który doznał upokarzających porażek z Adamkiem i Przemysławem Saletą, wskazuje, że niekoniecznie. Ale przecież nawet Ali - zachowując wszelkie proporcje - przegrał dwie ostatnie walki.

Więcej o:
Copyright © Agora SA