UFC 159: Jon Jones obronił tytuł pomimo fatalnej kontuzji

Tłumy na wypełnionym stadionie, sztuczne ognie i niesamowita wrzawa przywitały Sergio Martineza (51-2-2, 28 KO), kiedy ten wychodził do ringu w Buenos Aires, by stawić czoła Martinowi Murrayowi (25-1-1, 11 KO) w obronie pasa WBC wagi średniej. Okazja była szczególna, gdyż ich idol powrócił oficjalną walką do swojej ojczyzny po dekadzie.

Champion zaczął lewym na korpus. Boksował rozluźniony, z opuszczonymi rękami, natomiast szczelnie zakryty Anglik pierwsze minuty spędził na defensywie. W drugiej rundzie podjął kilka nieśmiałych prób ataku, lecz ciągle oddawał gospodarzowi inicjatywę. Potem Martinez dodał do swojego arsenału bardzo skuteczny prawy prosty, zaś w trakcie trzeciej odsłony nad stadionem zaczęło strasznie padać. Na szczęście ring był zadaszony...

W połowie czwartego starcia Murray zadał najsilniejszy dotąd cios - niestety był to prawy hak w okolice krocza mistrza, który potrzebował kilku chwil na dojście do siebie. Wygrał kolejną rundę, ale przed piątą w narożniku usłyszał kilka razy powtórzoną uwagę - "Uważaj na jego lewy sierp". Podano również punktację. Jeden sędzia typował 40:36, zaś dwóch pozostałych gdzieś znalazło rundę na korzyść challengera, a naprawdę było to trudne zadanie.

Piąte starcie przebiegało w podobnych okolicznościach i dopiero w szóstym Martin zdołał na moment zamknąć rywala przy linach. Większej krzywdy jednak mu nie wyrządził. W siódmym po przypadkowym uderzeniu barkiem w zwarciu Martinezowi pękł lewy łuk brwiowy, lecz nie krwawił zbyt obficie z tej rany.

Przed walką Martinez zapowiadał zwycięstwo przed czasem w ósmej rundzie, tymczasem gdy ta nadeszła, sam wylądował na deskach po akcji lewy-prawy. Szybko się poderwał na nogi, lecz coś nie grało, gdyż równo z gongiem zainkasował jeszcze mocny bezpośredni prawy. Zgodnie z regułami WBC podano również oficjalną punktację, a ta się znacznie "spłaszczyła" na 77:74 i dwukrotnie 76:75 dla Argentyńczyka.

Sergio powrócił do boksowania prawym prostym z defensywy, natomiast zachęcony Murray niczym czołg parł do przodu. Poczynał sobie coraz śmielej, a Sergio coraz częściej gubił się w obronie. W połowie dziesiątej rundy znów wylądował na deskach, jednak arbiter Massimo Barrovecchio nie liczył. Wydawało się, że to było poślizgnięcie, tymczasem powtórki pokazały, iż Murray zahaczył mistrza prawym sierpem o czubek głowy. Anglik bił już na oślep seriami złożonymi z kilku ciosów i przynajmniej jeden z nich dochodził celu. Tracący grunt pod nogami Martinez w jedenastej odsłonie przejął inicjatywę, bijąc konsekwentnie prawy-lewy, kończąc na zmianę uderzeniem na głowę bądź po dole. O wszystkim miały więc zdecydować ostatnie trzy minuty.

Murray rozpoczął obiecująco - od dwóch prawych sierpowych pod rząd, lecz Martinez dzięki wspaniałej pracy nóg "obtańczył" go w ostatnich fragmentach i bijąc pojedynczymi bombami z doskoku wygrał końcówkę.

Po ostatnim gongu sędziowie punktowali zgodnie 115:112 na korzyść obrońcy tytułu. Ekspert stacji HBO - sławny Harold Lederman, również widział nieznaczną przewagę Martineza, ale troszkę mniejszą - 114:113.

- Zraniłem w trakcie walki lewą rękę. Może być nawet złamana - powiedział triumfator w wywiadzie tuż po ogłoszeniu werdyktu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA