Boks. Kilka trudnych decyzji Włodarczyka w 2012 roku

Nie było w polskim boksie historii bardziej poruszającej wyobraźnię niż walka Krzysztofa Włodarczyka z sobą samym.

Nie umiemy się powstrzymać na Facebook/Sportpl ?

W kwietniu w bydgoskiej hali Łuczniczka Włodarczyk długo musiał się tłumaczyć z nieprzekonującego zwycięstwa nad Francisco Palaciosem. Obronił tytuł mistrza świata w porządnej federacji WBC w kategorii juniorciężkiej, ale nie tylko sędziowie byli podzieleni, decydując o zwycięstwie. Wielka część kibiców uznała niejednogłośny werdykt za kolejny przejaw stronniczego sędziowania, które zawsze jest na korzyść gospodarza.

- Jeśli się przyjeżdża do kraju mistrza odebrać mu pas, to trzeba walczyć, a on dziś uciekał - bronił się Włodarczyk, i dziękował trybunom, że go wspierały, choć w rzeczywistości on i Palacios zostali wygwizdani. Głównie po to ponad 7 tys. kibiców zostało do końca nudnej walki. Choć faktycznie była osobą, na którą gwizdali bardziej - bydgoszczanin Zbigniew Boniek.

Z czasem do Włodarczyka dotarło, że po takich pojedynkach jak wcześniejszy z Cunninghamem w Warszawie i ten z Palaciosem sympatii kibiców nie zyska.

Skąd brała się słabość Włodarczyka, gdy walczył w Polsce? Nawet jego promotor Andrzej Wasilewski sugerował, że bokser na polskim ringu nie jest sobą. Zapewniał, że na treningach wygląda znacznie lepiej.

Wtedy jeszcze nie było powszechnie wiadomo, co się dzieje w życiu prywatnym pięściarza - męża i ojca rodziny. A działo się źle. Tylko napomknięcia z ekipy i zdawkowe opisy szaleństw Włodarczyka na zgrupowaniach i wyjazdach mogły wskazywać, że historia osobista boksera zmierza do dramatycznego epilogu.

Rozwiązanie było rzeczywiście gwałtowne.

Włodarczyk spożył garść antydepresantów. Część mediów uznała to za próbę samobójczą, choć w rzeczywistości był to tylko sygnał dla najbliższych. Pięściarz spędził noc w szpitalu. Ten gest nie miał konsekwencji dla zdrowia Włodarczyka, ale mógł mieć olbrzymie dla jego życia osobistego i dla kariery.

Porażki i wygrane "Diablo" Włodarczyka [WIDEO]

 

Boks jest dziedziną sportu na krawędzi - dlatego jest tak obecny w kulturze, a twórcy tak często przyznają się do pięściarskich karier w młodości i przyjaźni z bokserami. Dlatego tak często zajmują się boksem.

Na krawędzi, bo nie ma w nim niuansów - albo bijesz, albo rywal bije ciebie. Każda walka to ryzyko dla zdrowia i życia - i nie ma w tym twierdzeniu przesady. Dlatego tak wielu pięściarzy przypomina proste postacie z kreskówki - rysowane grubą kreską.

Ale też wiele w tym świecie osób, które całe swoje siły fizyczne i psychiczne zostawiają w ringu. Poza ringiem bywają słabi, wrażliwi, nie radzą sobie w życiowych, złożonych sytuacjach. A jak już zaczynają przegrywać w jednym życiu, przegrywają też w tym równoległym.

Dlatego kontrakt Włodarczyka na pojedynek z Dannym Greenem w Australii - podpisany wkrótce po przedawkowaniu leków, był ryzykowny. Przeciwnik wydawał się toporny, ale pewny siebie, z kopytem w pięści. I choć honorarium było podobno godziwe - promotor mówił, że starczy na mieszkanie w Warszawie - to sportowo ryzyko mogło nie popłacać.

Przez pierwsze rundy wszystko wskazywało, że niestety tak będzie. Polak przegrywał u wszystkich sędziów kilkoma punktami. Według "Gazety" był zaledwie blisko remisu w pierwszej, na pewnie wygrał tylko drugą i dziesiątą rundę. Zadawał niewiele ciosów, a te, które wyprowadzał, były niecelne. Był wolniejszy, jego uderzenia rywal przewidywał, więc ich łatwo unikał lub je wyłapywał. Polak niby parł do przodu, ale nie ponawiał ataków, a inicjatywę miał kontrujący Green. Komentator australijski, pięściarz Mark de Mori, mówił, że Polak w ringu porusza się jak zombi - mechanicznie, sztywno, w jednym kierunku.

W piątej rundzie było bardzo źle. Zwykły lewy prosty Greena wstrząsnął Włodarczykiem. Wydawało się, że jest po walce. Australijczyk szarżował, czując, że nadchodzi odrodzenie jego kariery po klęsce, jakiej doznał w lipcu, kiedy w 9. rundzie znokautował go Amerykanin Antonio Tarver. Świetny pięściarz, ale debiutant w kategorii juniorciężkiej.

W 10. rundzie wszystko się odmieniło. Greenowi wypadał ochraniacz z ust, a to w boksie oznacza jedno - kłopoty z kondycją. Włodarczyk rozbił mu nos. Kiedy rozluźniony komentator mówił, że Green mimo krwotoku z nosa wygląda lepiej, a co więcej - "ma kilometry przewagi w punktach", jego idol leciał na deski po dwóch uderzeniach Włodarczyka - prawym i chwilę potem lewym sierpowym.

Teraz Włodarczyk ma przed sobą kilka decyzji. Musi je podjąć wspólnie z Polsatem, telewizją, która rządzi polskim boksem.

Promotor Polaka mówi, że otrzymali propozycję walki z Antonio Tarverem, amerykańskim pięściarzem dużego formatu. - Telewizja Showtime oferuje Krzysztofowi 1,3 mln dol. Pojedynek musiałby się odbyć w USA w połowie marca - mówi Wasilewski, który będzie rozmawiał z szefem sportu w Polsacie Marianem Kmitą.

Ale można też walczyć w Polsce z Royem Jonesem Juniorem, byłą gwiazdą boksu - zastanawia się Wasilewski. Pojedynek z jednym lub drugim oznacza rezygnację Włodarczyka z obrony tytułu w walce z Palaciosem. To żądanie federacji WBC.

1,3 mln dol.

oferuje telewizja Showtime Włodarczykowi za walkę z Antonio Tarverem

Joe Frazier nie żyje. Pamięć o nim pozostanie na wieki [ZDJĘCIA]

Więcej o: