Boks. Zmarł "Moralny Zwycięzca Igrzysk w Rzymie"

W sobotę zmarł Tadeusz Walasek, jedyny polski olimpijczyk ze szczerozłotym medalem. Miał 75 lat.

Finały boksu w Rzymie, 5 września 1960 roku. W Pallazzo dello Sport do walki w kategorii średniej wychodzą Tadeusz Walasek i 31-letni sierżant armii amerykańskiej Eddie Crook jr, który później został dwukrotnie ranny w Wietnamie.

- Tadzio był bardzo elegancki w ringu. Zawsze miał koszulkę i spodenki wyprasowane, zawsze zdążył odskoczyć i poprawić sobie fryzurę na czas - wspomina Jerzy Kulej, dwukrotny mistrz olimpijski, który akurat do Rzymu nie pojechał, bo przegrał rywalizację z Marianem Kasprzykiem.

Walasek stoczył przepiękną walkę, ale zdaniem sędziów przegrał 2:3. Kiedy sędzia ogłosił werdykt, w hali rozpętało się piekło. Kibice gwizdali, buczeli i tupali. Wtedy ceremonia medalowa odbywała się natychmiast po walce i z powodu tumultu organizatorzy musieli przesunąć kolejny finał o dobre 20 minut - akurat był to pojedynek Zbigniewa Pietrzykowskiego z Cassiusem Clayem w półciężkiej.

Agencja AP pisała: "Kiedy grano hymn amerykański, publiczność znów gwizdała na całego".

- To był czysty skandal. Tadzio walczył wspaniale, pokazywał najpiękniejsze cechy boksu Feliksa Stamma - lewy, lewy prawy, odskok - wspomina Kulej.

Jak zwykle elegancki Walasek pogratulował Crookowi i sędziemu ringowemu, czym wzbudził jeszcze większy aplauz.

W Polsce ludzie oglądali pojedynek w telewizji gremialnie, schodząc się do mieszkania szczęśliwców, którzy mieli odbiornik (ich liczba w 1960 roku zbliżała się bowiem do miliona). Naród był wściekły.

- Polska opinia publiczna uznała, że werdykt był bardzo krzywdzący. Walasek stał się jednym z największych bohaterów igrzysk. Ja uważam, że pojedynek był bardzo wyrównany. W takich przypadkach trudno jest sędziom ocenić, kto jest lepszy. Padło na Amerykanina - mówi Bohdan Tomaszewski, który komentował boks - choć akurat nie finały - w Rzymie dla radia.

Następnego dnia "Przegląd Sportowy" zainicjował akcję wśród czytelników, aby zafundować Walaskowi złoty medal. Odzew był olbrzymi. - Czego tam ludzie nie oddawali, obrączki, złote zęby - mówi Kulej. - Wyszło na to, że Walasek otrzymał szczerozłoty medal wykonany na podstawie jego srebrnego. Ponieważ medale zawsze są tylko pozłacane, Tadzio jest jedynym olimpijczykiem ze szczerozłotym medalem, z bodaj 14-karatowego kruszcu.

Medal - wykonany w pracowni jubilera Stanisława Syrzyckiego, który 15 lat wcześniej dla piłkarzy warszawskiej Polonii zafundował złote sygnety za mistrzostwo Polski - wręczono na gali mistrzów sportu. Na medalu wygrawerowano: "Moralnemu Zwycięzcy Igrzysk w Rzymie Tadeuszowi Walaskowi".

Cztery lata później, w Tokio, Walasek do olimpijskiego finału nie dotarł. W półfinale przegrał z późniejszym złotym medalistą Walerijem Popienczenko z ZSRR, czystej wody ringowym zabijaką walczącym z opuszczonymi rękami, bijącym szeroko i mocno. Z wyjątkiem jednego, wszystkie pojedynki Popienczenko wygrał w Tokio przed czasem, w tym finał, i przyznano mu Puchar Vala Barkera dla najlepszego pięściarza turnieju.

- Paweł Szydło [drugi trener reprezentacji, u boku Feliksa Stamma od 1952 do 1968 roku] był na Tadzia bardzo zły, bo uznał, że niepotrzebnie wdał się w bijatykę z tym siłaczem. A Tadzio po prostu chciał udowodnić, że nic a nic nie ustępuje Walerciowi - mówi Kulej.

To, co nie udało się Walaskowi jako zawodnikowi, osiągnął jako trener warszawskiej Gwardii. Jego pięściarz Jerzy Rybicki został ostatnim polskim złotym medalistą olimpijskim.

Legendarne walki bokserskie. Kliczko - Haye im dorówna? [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.