Dziś, ponad sześć lat po debiucie na zawodowych ringach, Wach powoli zbliża się do szerokiej czołówki wagi ciężkiej i nie ulega wątpliwości, że wkrótce nadejdzie jego czas. Wygrana w starciu z Kevinem McBridem i zdobycie pasa WBC International sprawiły, że w rankingu federacji World Boxing Council Mariusz awansował z 13. na 9. lokatę.
Mariusz Wach: Ostatnia walka była bardzo ważna dla mojej kariery. Wiedziałem o tym, przystępując do niej, więc trenowałem bardziej wytrwale, niż kiedykolwiek. Juan i mój nowy team pomogli mi osiągnąć formę, w jakiej nie byłem nigdy wcześniej. Wiedziałem, jak ważne jest pokonanie McBride'a do końca 6-7 rundy. Na szczęście udało się już w czwartej, co pokazuje, że byłem doskonale przygotowany. Wygrałem przez nokaut, ale walka nie była łatwa. Szanuję Kevina, dał z siebie wszystko i nie chciał podarować mi tego zwycięstwa.
MW: Tak, moi kibice są niezwykli. Wygląda na to, że mam wiernych fanów nie tylko wśród Polaków. Czułem energię tysięcy ludzi. Ich doping sprawił, że wygrałem tę walkę w taki, a nie inny sposób.
MW: Przed przybyciem do Stanów nigdy nie miałem własnego teamu. Dopóki nie masz wokół siebie ludzi, którzy ci pomagają, nie zdajesz sobie sprawe z tego, jak bardzo są tobie potrzebni. Oni mają ogromny wpływ na moją postawę w ringu. Jestem wdzięczny, bo tutaj zawodnicy mają więcej możliowści, a w Europie bycie pięściarzem jest sporo trudniejsze.
MW: Jest zupełnie inny. W Stanach trenuję zdecydowanie wytrwalej. W Global Boxing mam trenera od przygotowania fizycznego, doświadczonego szkoleniowca i eksperta od żywienia. Jednym słowem - wszystko, czego potrzeba mi do odniesienia sukcesu.
- W takim razie opowiedz, jak wygląda twój typowy dzień treningowy i kto jest twoim głównym trenerem.
MW: Juan DeLeon jest moim trenerem. Wstajemy wcześnie rano i idziemy biegać, pracować nad kondycją. Potem mam odpoczynek i przerwę, a po niej wybieram się do Global Boxing Gym na typowo bokserski trening. Po nim następuje kolejna przerwa i czas na trening siłowy.
- Widywałam różne ringowe pseudonimy dla Ciebie. Dlaczego jest ich aż tyle?
MW: Mówiono o mnie 'Polski Olbrzym', ale uznałem, że ten pseudonim jest po prostu za słaby. Zdecydowałem, że 'Wiking' brzmi lepiej i dobitnie obrazuje moją siłę.
- Wolisz życie w Polsce, czy w Stanach Zjednoczonych ?
MW: W Polsce jest mój dom i nic nie pobije uczucia, które pojawia się, gdy otaczają mnie najbliżsi mi ludzie. W Stanach mam jednak lepsze warunki do kontynuowania kariery bokserskiej.
- Masz 31 lat i wielką przyszłość przed sobą. Kim Mariusz Wach będzie za pięć lat?
MW: Mistrzem świata wagi ciężkiej!
MW: Chcę im podziękować za lojalność i wsparcie. Dzięki wam staję się coraz lepszy i zawsze chcę dawać dobre walki. Doceniam to, co mi okazujecie i mam nadzieję, że dalej będziecie to robić.
Więcej o boksie w serwisie Bokser.org ?