Damian Jonak: Szczerze powiedziawszy to bieganiem za piłką nigdy nie byłem specjalnie zainteresowany. Od zawsze pociągała mnie bezpośrednia walka z rywalem. Tak naprawdę to na samym początku nie myślałem konkretnie o boksie, pamiętam, że gdy byłem dzieciakiem, była moda na filmy karate z Brucem Lee. Może to śmieszne, ale tak się właśnie to wszystko zaczęło, oglądałem te filmy i chciałem trenować sporty walki. W wieku 8-9 lat zacząłem trenować judo. Później kolega z bloku zabrał mnie na trening boksu i w wieku 10 lat zacząłem boksować.
Chyba trochę tak. Pamiętam, że rodzice musieli mi wtedy podpisać specjalne zezwolenie, bo boks można było ćwiczyć od 12 lub 14 lat.
Nigdy. Pamiętam, że sparingi mieliśmy w piątki i ja czekałem na ten piątek cały tydzień. Właśnie sparingi dostarczały mi największych emocji, chciałem się sprawdzać z kolejnymi zawodnikami. Ta rywalizacja z kolegami sprawiała mi wielką frajdę.
Pamiętam ją doskonale, bo bardzo ją przeżywałem. Miałem wtedy 12 lat. To było na klubowym meczu w Niemczech, gdzie pojechaliśmy z naszą drużyną z Bytomia. Ważyłem wtedy 38 kilo i boksowałem z Turkiem na niemieckim paszporcie. Niestety przegrałem. Następne walki szły już jednak coraz lepiej.
Wprost przeciwnie, zmobilizowała mnie, poczułem, że na treningu muszę dawać z siebie jeszcze więcej niż do tej pory. To była dla mnie wielka motywacja do ciężkiej pracy.
Nie, przyznam szczerze, że w boksie tak naprawdę męczy mnie tylko jedna rzecz - zbijanie wagi. Poza tym szczegółem nigdy nie miałem problemów z treningiem, zawsze chętnie przychodziłem na salę treningową, siłownię, czy biegałem. Jestem po prostu uzależniony od sportu. Trenuję od dziecka i praktycznie nie miałem w życiu dłuższego okresu, kiedy nie byłem aktywny fizycznie.
Chyba będę musiał zając się treningiem młodzieży albo kupić sobie jakiś karnet do klubu fitness, bo nie umiem sobie wyobrazić życia bez sportu!
Trudnych było dużo, ale najbardziej pamiętam dwie - ostatnią zawodową, z Luisem Cruzem, i jedną z czasów amatorskich, gdy walczyłem z Turkiem o wejście do finału mistrzostw Europy. Skrzywdzono mnie wtedy i niesłusznie przegrałem. Zresztą tamta walka była dla mnie jednym z bodźców do przejścia na zawodowstwo. Co do walki z Cruzem, miałem wtedy trudny okres w swoim życiu, ale wiedziałem, że jak dobrze zawalczę, wszystkie moje problemy znikną. Udało się.
Pamiętam wiele ciężkich walk, wiele trudnych momentów, ale nie miałem takiej sytuacji, kiedy chciałbym się poddać. W naszym sporcie nie można myśleć o porażce, nawet jak w ringu idzie bardzo źle.
Może nie tyle słyszę, co czuję tę atmosferę, którą tworzą. To bardzo mnie pobudza. Ja od zawsze marzyłem o tym, by wychodząc na ring mieć grono swoich fanów, którzy za mną stoją. To nakręca mnie, by walczyć widowiskowo - chcę swoim występem sprawiać kibicom radość.
I to i to. Ja wychodzę z założenia, że my wszyscy jako sportowcy nie istnielibyśmy bez kibiców. Gdy walczę, chcę wygrywać, ale chcę też cieszyć swoim występem kibiców. Sport powinien być widowiskiem, a kibic powinien czuć tę adrenalinę, którą my czujemy będąc w ringu.
To prawda, cała ta otoczka wokół walki - wyjście do ringu, muzyka, doping i emocje to było coś, o czym marzyłem od czasu, gdy poważnie zacząłem boksować. Uwielbiam to.
Nie, często mam takie sytuacje, że muszę na przykład sparować z chłopakami, którzy poza ringiem są moimi dobrymi kolegami. Te sparingi są czasem bardzo ostre, często ostrzejsze od tych z zawodnikami, których się nie zna, bo wyzwala się dodatkowy duch rywalizacji. Jedni skaczą na bungee, ścigają się na motocyklach, ja szukam emocji w ringu. Poza ringiem jednak jestem spokojnym człowiekiem, nie szukam na siłę zaczepki i kłopotów.
Jasne. Często biorę udział w spotkaniach z młodzieżą szkolną i zachęcam ich, żeby ten nadmiar energii, który mają, wykorzystali w pozytywny sposób, na przykład realizując się w sporcie. Wiem, że oni często szukają wrażeń w różnych dziwnych formach aktywności, a mogliby poczuć pozytywne emocje właśnie uprawiając jakieś sztuki walki czy próbując swoich sił w jakimś innym sporcie.
Oczywiście! Człowiek, który osiąga jakiś tam sukces w sporcie, poznaje swoją wartość, może uwierzyć w siebie. Taki ktoś nie musi już szukać sposobu, by swoją wartość potwierdzić, nie szuka dziwnych sposobów, by zaimponować innym. Poza tym trening sportowy wyrabia charakter. Jeśli do tego trafisz na odpowiedniego trenera-pedagoga, to nawet jeśli nie zostaniesz sportowcem wyczynowym, salę treningową opuścisz jako lepszy człowiek.
Nie widzę żadnego problemu. Walka to dla mnie rywalizacja i sport.
Boksujemy z Dawidem w innej wadze, ale jeśli bylibyśmy w tej samej, stanąłbym z nim w ringu. Dawida bardzo szanuję jako sportowca i przyjaciela, ale nasza walka byłaby dla mnie czysto sportową rywalizacją. Nie odbierałbym tego w taki sposób, że się bijemy, tylko w taki, jak byśmy stanęli obok siebie na bieżni i ścigali się na 100 metrów - kto pierwszy przebiegnie, ten wygrywa.
Nie, to nasz sport i zawód. Po walce na pewno byśmy się wyściskali, przybili sobie "piątkę", nic by się na pewno nie zmieniło.
ATRYBUTY MĘŻCZYZNY
Męski świat składa się z prostych wartości, wyraźnie porządkujących rzeczywistość. To, co ważne dla mężczyzn - odwaga, waleczność czy szacunek - wyznacza kierunek ich życiowej drogi. Bliskie tej rzeczywistości jest piwo Wojak, którego charakter stanowi inspirację do cyklu artykułów. Rozmawiając z przedstawicielami świata sportu i popkultury szukamy uniwersalnych męskich pierwiastków, które pozwalają na osiąganie życiowych sukcesów.