- Byłem piątym ukraińskim mistrzem świata, po braciach Kliczko, Dzinziruku i Sidorence. Wygląda na to, że Kliczkowie, mający niemały wpływ na sportowe media na Ukrainie, robią wszystko, aby ludzie myśleli, że poza nimi w naszym kraju nikt nie zajmuje się boksem. Kiedy walczyłem z Gavinem Reesem w Cardiff, podszedł do mnie znajomy z Rosji i powiedział: Wiesz, że na Ukrainie twoja walka nie jest transmitowana, za to w rosyjskiej telewizji odwrotnie?. Czy to normalna sytuacja? - retorycznie pyta Kotelnik.
- Witalij kiedyś wspomniał, że mi współczuje (chodziło o podpisanie umowy przez Kotelnika z promotorem Donem Kingiem, przyp. red.). A ja współczuję pięściarzom, których obowiązuje umowa z grupą promotorską braci. Kliczko proponował mi kiedyś miejsce w K2, jednak na całkowicie niedogodnych dla mnie warunkach - informuje Ukrainiec.
- Bracia to marka Ukrainy, nie ma dwóch zdań. Jednak ich pozycja wynika również z braku konkurencji. Kiedy Kliczkowie otwierali własną grupę promotorską, mówili, że będą pierwszymi, którzy zorganizują na Ukrainie walkę o mistrzostwo świata. Tymczasem taką walkę stoczyłem ja - we Lwowie zmierzyłem się z Japończykiem Norio Kimurą - przypomina Kotelnik, który po raz ostatni walczył w sierpniu ubiegłego roku, przegrywając na punkty z Devonem Alexandrem w pojedynku o pasy IBF i WBC w wadze junior półśredniej.
Specjalny serwis o boksie. Sprawdź Bokser.org ?