Boks. Krzysztof Wilczkowski - niewidzialna ręka w ringu

Nie znajdziesz go w narożniku, nie jest trenerem ani cutmanem, ale jest bardzo ważny w całym zespole. Po zwycięstwach zawodników z którymi pracuje, nie znajdziesz jego zdjęć, ani nazwiska w tekstach i wywiadach, mimo że współtworzy sukcesy między innymi Tomasza Adamka.

- Znam wielu w jego profesji, ale on jest tylko jeden - podkreśla Tomasz Adamek. Na pytanie czy jego praca mu pomaga, bez wahania mówi - On wie co robi, wielokrotnie wyleczył kontuzje nabyte w trakcie ćwiczeń czy sparingów. Kiedy wychodzę do ringu jestem w 100% rozluźniony, żaden z mięśni nie jest bolący czy napięty, a to wszystko zasługa mojego masażysty, Krzysztofa Wilczkowskiego.

Krzysztof Wilczkowski ukończył warszawski AWF oraz wrocławskie studia podyplomowe. Wychowania fizycznego uczył w średniej szkole w Kielcach. Od 12 lat mieszka w USA. Na codzień pracuje w gabinecie rehabilitacji w Nowym Jorku. Wśród pacjentów uważany jest za dynamicznego terapeutę, który wkłada całe serce w swoją pracę. W jego ręce trafiają najcięższe przypadki pacjentów z połamanymi obiema nogami, pękniętym kręgosłupem czy po wylewach krwi do mózgu. Najwięcej satysfakcji sprawiają mu pacjenci, którzy po kilku jego terapiach, jak w przypadku 35-letniej dziewczyny po ciężkim wylewie, zaczyna sama chodzić i samodzielnie korzysta z toalety. Lekarze mówili, że może być inaczej, a terapia zajmie bardzo dużo czasu.

Do boksu trafił nie przypadkowo, jako wielki pasjonat pięściarstwa, za sprawa trenera Mike Skowrońskiego, który zaprosił go do pierwszego bokserskiego gymu. Od ponad dwóch lat jest masażystą Tomka Adamka, któremu zawsze kibicuje. Pracował z Davidem Tuą, Andrzejem Gołotą, Maureen Shea, Derriciem Rossi, Adamem Kownackim, jak również z większością znanych bokserów, którzy trenują lub odwiedzają Global Boxing Gym.

Opracował własną technikę masażu dla bokserów, odpowiednio dynamiczną, z dużą ilością ugniatania. Jego technika jest bardzo pracochłonna i prawidłowe wykonanie seansu zajmuje mu ponad godzinę, ale tego wymagają ramiona, dłonie, partie szyjne u wszystkich pięściarzy. Jak twierdzi lekkie zapalenie ścięgna u zawodnika w trakcie pojedynku, może go dyskwalifikować i zmusić do walki o przetrwanie. Priorytet to zmniejszyć napięcie mięśni przy kręgosłupie, a zwiększyć elastyczność stawów szyjnych.

Szef Global Boxing Gym Mariusz Kołodziej jest dumny, że Krzysztof Wilczkowski pracuje w jego klubie i podkreśla, że większość osób zapomina o tym, jaka odpowiedzialność leży w rękach tego człowieka.

Specjalny serwis o boksie. Sprawdź Bokser.org ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.