Kariera Ruiza nie była usłana różami. Pierwsze walki jako zawodowiec toczył w rodzinnych okolicach stanu Massachusetts i łatwo wygrywał. Ale pierwsza walka na wyjeździe (St. Louis) z Siergiejem Koboziewem zakończyła się bolesną pod każdym względem porażką. Ruiz przez połowę pojedynku walczył ze złamaną ręką, a Rosjanin, widząc to, dążył do bijatyki w półdystansie.
Porażki zdarzały się jeszcze kilkakrotnie. W 1994 roku pobił Ruiza Dannell Nicholson, ten sam, który dostał dwa lata później sromotne lanie od Gołoty. W 1996 roku pierwszy cios zadany przez Davida Tuę zwalił Ruiza na deski.
Przełomem w karierze był tryptyk epicki - trzy walki z Holyfieldem. Oczywiście po podpisaniu promotorskiego kontraktu z Donem Kingiem. Holyfield właśnie lizał rany po porażce z Lewisem, ale mimo to w 12 rundach dał sobie radę z Ruizem. Znacznie gorzej poszło mu w rewanżu. Leżał w 11. rundzie na deskach, dosłownie sekundy po tym, jak znalazł się na nich Ruiz po ciosie poniżej pasa. Holyfield przegrał na punkty, Ruiz zdobył tytuł, a w poniedziałek przed ratuszem w rodzinnym Chelsea wiwatowały na jego cześć tysiące ludzi.
Ale to i tak było nic w porównaniu z entuzjastycznym powitaniem w stolicy Portoryko San Juan, gdzie gubernator wyspy wręczył pięściarzowi Złoty Medal Honoru. Matka Johna mieszka nadal w miasteczku Sabana Grande, gdzie - urodzony w Chelsea - przez sześć lat mieszkał mały Johny. Po powitaniu w San Juan dziewięć godzin trwało przebijanie się limuzyny Ruiza przez tłumy do Sabana Grande (droga trwa zwykle dwie godziny), gdzie na ryneczku upchnęło się 15-20 tysięcy fanów. Trzecia walka z Holyfieldem zakończyła się remisem. Ruiz zachował tytuł.
John ma dwoje dzieci, które od rozwodu w 2003 roku tuż przed przegraną walką z Royem Jonesem jr, mieszkają z mamą Saharą w Las Vegas.