22-letni polski bokser, Kuba Moczyk nie żyje

Kuba Moczyk, 22-letni polski bokser, który w sobotę w Great Yarmouth został ciężko znokautowany, zmarł w szpitalu uniwersyteckim Jamesa Pageta w Gorelston - poinformowała Sport.pl rodzina Kuby w oficjalnym stanowisku.

Po publikacji tekstu o Kubie w czwartek skontaktował się ze Sport.pl Marcin Śmigaj, wujek 22-letniego boksera. Zakomunikował niezwykle smutną wiadomość: Kuba zmarł w szpitalu nie odzyskawszy przytomności.

- Kuba po ciosie stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Zadany cios spowodował wylew krwi do mózgu. Zdaniem lekarzy obrażenia były tak silne, jakby poszkodowany spadł z kilku, kilkunastu metrów uderzając bokiem głowy o twardą powierzchnię - powiedział Marcin Śmigaj.

- Chcemy podkreślić, że Kuba dostał w szpitalu najlepszą z możliwych opiekę, lekarze byli przy nim non-stop. Także rodzina miała zapewnioną wszelką pomoc. Była też zapewniona konsultacja polskiego lekarza pracującego w Anglii. Wykonano komplet badań, skanów mózgu. Czekał na niego śmigłowiec, który gotowy był przewieźć Kubę do specjalistycznego szpitala neurochirurgicznego w Cambridge. Ale kiedy lekarze dostali wyniki badań stwierdzili, że nie ma sensu operować - powiedział Śmigaj.

Lekarze z Gorelston skontaktowali się także ze specjalistycznym ośrodkiem w New Jersey. Oni także uznali, że nie ma już szans, choć gdyby Kuba trafił do szpitala 20 minut wcześniej, być może to coś by zmieniło.

- Kuba nie oddychał samodzielnie od niedzieli. W poniedziałek, po szczegółowych badaniach mózgu, zgodnie z brytyjskim prawem został uznany za zmarłego. We wtorek Kuba miał zostać odłączony od respiratora. Rodzina nie chciała się zgodzić, podobnie jak na pobranie organów do przeszczepu. Ostatecznie siostra Kuby, Magda wyraziła na to zgodę. Serce Kuby trafi do 16-letniego Anglika, który bardzo potrzebuje przeszczepu - mówi Śmigaj.

- Walka była podejrzana. Zacznijmy od tego, że jeszcze zanim do niej doszło, dwukrotnie zmieniano mu przeciwnika. Poza tym sędziował ją były trener przeciwnika Kuby. W 2. rundzie Kuba niemal znokautował rywala, jeden z kolegów Kuby, który siedział blisko tamtego narożnika słyszał, jak tamten krzyczy do sędziego i swego trenera, że już ma dość. Ale nie był liczony. Potem Kuba znów go trafił, rywal nawet wymiotował przy linach. Sędzia wyliczył go do pięciu, i nakazał walczyć dalej. Wtedy rozległ się gong - opowiada Śmigaj. - W następnej rundzie Kuba dostał dwa strzały, padł na ring. Stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Nie zapadł w śpiączkę, jak brzmiały wcześniejsze doniesienia, nie zgadza się też to, że pracował na budowie, był pracownikiem działu logistycznego jednej z firm produkcyjnych - mówi.

Po tym, co się stało, bokserzy postanowili, ze przerywają galę, więcej walk tego wieczora się nie odbyło.

- Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, ale podczas samej gali [Eastern Power Fight Night w Great Yarmouth - red.] było trochę zaniedbań. Udzielanie Kubie pierwszej pomocy przez paramedyków na gali trwało zbyt długo, Kuba leżał na ringu około godziny, dopiero potem został zabrany przez karetkę. Organizatorzy zapewniają, że wszystko było zabezpieczone, ale sprawę zbada angielska organizacja kontrolująca bezpieczeństwo przy takich imprezach. Policja, z tego co wiem, nie prowadzi śledztwa, ale ciało Kuby zostało przekazane do koronera sądowego, bo lekarze nie potrafią wytłumaczyć, w jaki sposób spowodowane zostały aż takie obrażenia - mówi Śmigaj.

Fundusze, które były zbierane za pomocą strony FundMe na leczenie Kuby, teraz mają zostać przeznaczone na pogrzeb i sprowadzenie prochów Kuby do Polski, ciało Kuby będzie skremowane. Rodzina chce, by spoczął w rodzinnym Śmiglu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.