Boks. Fonfara zmierzy się z rywalem o ciemnej przeszłości

Grzeczny chłopiec Andrzej Fonfara spojrzy w czwartek po raz pierwszy swojemu rywalowi, mistrzowi świata wagi półciężkiej Adonisowi Stevensonowi głęboko w oczy. I co w nich ujrzy oprócz ciemnej przeszłości?

Ich walka - pierwszy strzał 26-letniego Polaka w kierunku tytułu mistrza świata wagi półciężkiej poważnej organizacji (WBC) - odbędzie się 24 maja w Montrealu. Dziś pierwsza konferencja prasowa, również w Kanadzie.

Fonfara, pięściarz szukający od ośmiu lat szczęścia w Chicago, zarobi według internetowych portali pięściarskich milion złotych za starcie z zawodnikiem, który niemal wyłącznie rywali nokautuje. Pięciu ostatnich załatwił w Bell Center, czyli miejscu, gdzie spotka się z Polakiem. Jednym z nieszczęśników był obrońca tytułu Chad Dawson, któremu prawdopodobnie dotąd dzwoni w prawym uchu po nokaucie w pierwszej rundzie przed ośmioma miesiącami. Dawson to ten sam mistrz szermierki na pięści - przez wiele miesięcy uznawany za jednego z najlepszych zawodników bez względu na wagę - który zaczął wielką karierę od pokonania Tomasza Adamka w 2007 roku. Tamten pojedynek też toczył się o tytuł mistrza wagi półciężkiej wersji WBC.

Chad Dawson uległ brutalnej sile Adonisa. Krążą o niej legendy. Nieżyjący trener Emanuel Steward oglądał Stevensona, kiedy ten przyjechał do niego do Kronk Gym na coś w rodzaju próby, zupełnie jak aktor na przesłuchanie do roli, bo ów gym, czyli bokserski klub w Detroit i jego trener mieli status aktorskiej szkoły Strasberga.

Potem, gdy po obejrzeniu kilku rund Steward podjął się roboty z nim, wspominał, że sparingpartnerom Adonisa turkotało i huczało w głowie przez pięć dni po zakończeniu zajęć. - Nigdy nie widziałem kogoś z takim uderzeniem. Nawet u Tommy'ego Hearnsa nie było takiego dynamitu - mówił Steward, pracujący kiedyś nie tylko z legendą lat 80. (zmienił Hearnsa, który od pierwszych kroków między linami miał być ringowym kąsaczem, w maszynę do nokautowania), ale również z Lennoxem Lewisem i 39 innymi mistrzami świata.

Trenerzy bardzo lubią koloryzować, zwykle mówią przed pojedynkami swoich pięściarzy, że w życiu nie widzieli czegoś takiego na sparingach, choć w boksie pracują - i tu pada dwucyfrowa liczba lat - ale akurat w tym przypadku Stewarda wspierają statystyki. Współczynnik nokautów leworęcznego Stevensona wynosi 83,3 proc.

Steward zmarł półtora roku temu, pięściarzem zajmuje się w Kronk Gym jego kuzyn Javan "Sugar" Hill, który też oczywiście nie widział wcześniej kogoś takiego jak Adonis. Jakiś czas po podpisaniu kontraktu legendarny trener dowiedział się, że życiowa historia Adonisa ma bardzo ciemne strony. I pewnie tylko wzruszył na to ramionami, bo boks po prostu taki jest, że przygarnia trudne życiowe przypadki i czasem im pomaga.

Urodzony w stolicy Haiti Port-au--Prince Stevenson przyjechał do Kanady jako dzieciak, szybko zaczepił się w jakimś gangu i jako 21-latek został skazany na cztery lata więzienia za organizowanie prostytucji, napaść i wymuszanie haraczy. Sprawa wyszła na jaw dwa lata temu, gdy jakiś bardzo dociekliwy dziennikarz wypytywał publicznie na konferencji prasowej o plotki o więzieniu, gdy Adonis był nastolatkiem. Zaskoczony pięściarz nie kluczył, tylko opowiedział historię jak z "Rocky'ego", "Wściekłego byka", "Fightera" i kilku innych społecznych filmów, które biorą za tło drastyczne bokserskie historie.

Dopiero gdy wyszedł z montrealskiego więzienia, Adonis zaczął trenować. Dlatego dziś jako 36-latek ma za sobą tylko 24 walki. - To było bardzo dawno temu - mówi Stevenson mieszkający z dziewczyną i dwiema córkami w Longueil, po przeciwnej do Montrealu stronie rzeki Świętego Wawrzyńca.

Od 2002 roku, gdy wyszedł na wolność, faktycznie dużo się w jego życiu zmieniło. Teraz można zobaczyć Stevensona jeżdżącego luksusowym autem, imprezującego w najlepszych dyskotekach Montrealu. Jego doradcą jest bodaj najbardziej tajemniczy menedżer i promotor w boksie - i chyba również najważniejszy - Al Haymon. Prowadził kariery i organizował koncerty M.C. Hammera, Whitney Houston, pracował z Eddiem Murphym, a od czasu, gdy przeniósł się z biznesem do boksu, współpracuje z Floydem Mayweatherem Jr. i wszystkimi najbardziej gorącymi nazwiskami. W jednym z wywiadów Fonfara mówi - trochę z przymrużeniem oka - o trudnościach z wyborem leworęcznych sparingpartnerów na wysokogórski obóz w Big Bear w Kalifornii, bo najlepsi mańkuci - Dawson i Andre Direll - to ludzie Haymona, a on nie potrzebuje w zespole szpiegów. Ta szara eminencja boksu spowodowała zmianę w ostatnim momencie - pojedynek prawdopodobnie za większe pieniądze pokaże Showtime, a nie inny potentat na rynku amerykańskich kablówek HBO, który przygotowywał się do transmisji.

W porównaniu z Adonisem Fonfara wygląda na grzeczne dziecko z dobrej rodziny. Zaczął boksować jako dzieciak, na treningi na Legię z podwarszawskich Białobrzegów - 100 km w jedną stronę - przywoził go brat Marek, który dziś jest jego menedżerem. Fonfarowie mieli tam fabrykę okien, która nawet przez jakiś czas była sponsorem bokserskiej sekcji, kiedy - jak mówi jego trener z tamtych czasów Łukasz Landowski (teraz pracuje z wracającym na ring Albertem Sosnowskim) - pięściarze chodzili w jakichś szmatach nie do zaakceptowania. Ojciec Fonfary zafundował wszystkim eleganckie dresy Adidasa.

Jako junior Andrzej miał dwa krótkie epizody w warszawskiej Gwardii, gdzie w ogóle zaczął boksować, ale Legia to jego świat, co widać nie tylko po L-ce wytatuowanej na bicepsie. Tak zostało nawet po wyjeździe z rodziną za ocean osiem lat temu. W Chicago jest kumplem byłego legionisty Andrzeja Gołoty (trenuje go szkoleniowiec Gołoty Sam Collona), inny były legionista - Artur Boruc - zaprasza fanów na walki. Na facebookowym koncie Legii jest bardzo śmieszny film, w którym Fonfara śpiewa pełnym głosem a capella "Mistrzem Polski jest Legia", gdy w zeszłym roku piłkarze zdobyli tytuł i Puchar Polski, na co trybuna "żyleta" odpowiada transparentem ze wsparciem przed kolejnym pojedynkiem.

Czy grzeczne dziecko z dobrej rodziny nadaje się do boksu? Trzeba by zobaczyć walkę Fonfary z Tommym Karpencym (tytuł IBO), w której walczył ze złamaną kością prawej dłoni i wygrał po siedmiu ciężkich rundach, a potem musiał przejść operację.

Poza zaoceaniczną Polonią i warszawską Legią niewielu pewnie będzie stawiać na Fonfarę - nr 3 w rankingu WBC - jako faworyta walki z pięściarzem, który już po 24 walkach należy do najlepszej dziesiątki na świecie bez względu na wagę. W każdym razie nie w pełni racjonalnie, nie porównując na zimno możliwości obu pięściarzy. Gdyby jednak Fonfara wygrał, byłby czwartym polskim mistrzem świata po Dariuszu Michalczewskim, Adamku i Krzysztofie Włodarczyku.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

O GP Malezji opowiada jeden z naszych vlogerów na YouTubie. Subskrybuj nasz kanał , żeby być na bieżąco.

Więcej o:
Copyright © Agora SA