Boks. Jedna z najbardziej brutalnych walk tej dekady i niesamowite rozstrzygnięcie

Po jednej z najlepszych i najkrwawszych walk - nie tylko w tym roku, ale w historii boksu - Guillermo Jones (39-3-2, 31 KO), przegrywając na punkty i inkasując setki potężnych bomb, ostatecznie zastopował Denisa Lebiediewa (25-1, 19 KO), dzięki czemu powrócił na tron federacji WBA w kategorii cruiser.

Wszystko o boksie na Bokser.org

Fachowy portal Boxingscene.com już typuje moskiewski pojedynek do kandydata na walkę roku. Podobnego zdania jest ekspert ESPN Dan Rafael, który jeszcze w trakcie walki pisał na Twitterze: "Nigdy nie sądziłem, że zobaczę boksera z gorzej wyglądającym okiem niż Paweł Wolak, gdy walczył z Rodriguezem przed pojedynkiem z Lebiediewem".

Po chwili Rafael znów zatweetował: "Lebiediew - Jones to swoją drogą absolutny kandydat do walki roku. Co za pojedynek!".

Rosjanin bardzo dobrze zaczął ten pojedynek. W pierwszej odsłonie był bardziej ruchliwy od Panamczyka, często bił lewym na korpus, ale nie ustrzegł się przed dwoma prawymi bezpośrednimi, przy czym ten drugi rozciął mu lekko łuk brwiowy. W drugiej rundzie rozpętała się prawdziwa wojna, a nokaut wisiał w powietrzu. Trochę aktywniejszy pozostawał Lebiediew, który dużo ciosów przestrzelił, ale zadawał ich też dużo więcej. W ostatnich sekundach Jones trafił mocnym podbródkowym, jednak w odpowiedzi dostał lewy sierp.

W trzecim starciu Denis trafił akcją prawy-lewy i nogi pod Guillermo lekko się ugięły. Szybko jednak doszedł do siebie i ripostował prawym krzyżowym. W końcówce natomiast znów błyszczał reprezentant gospodarzy, który "wsadził" rywalowi kombinację trzech błyskawicznie bitych sierpów w kombinacji. Na początku czwartego starcia Jones przyjął straszliwy lewy krzyżowy i prawy sierp, lecz nieustannie parł do przodu, dodając do swojego arsenału haki w okolice tułowia. W ostatniej minucie rozpętała się znów krwawa wojna, a Lebiediew, schodząc na przerwę, miał już praktycznie zamknięte prawe oko.

W piątej rundzie początkowo Denis zamiast bić się, zaczął boksować, co wychodziło mu nieźle, ale Jones lepiej finiszował, wywierał coraz większy pressing, a wszystko udokumentował lewym podbródkiem. Szalone, wręcz mordercze tempo w końcu trochę spadło na koniec szóstej odsłony i gdy obaj przeżywali kryzys, większą determinację wykazywał Rosjanin, przechylając lekko szalę na swoją stronę. W rundzie siódmej dał wręcz popis. Ciosami po dole zupełnie odebrał Jonesowi oddech i zepchnął do głębokiej obrony. W pewnym momencie Panamczyk bronił brzuch i opuścił ręce, a Lebiediew wystrzelił akcją lewy-prawy-lewy sierp. Głowa rywala latała na wszystkie strony, jednak stał dalej na nogach, a po chwili nawet na moment przeszedł do kontrofensywy.

W ósmym starciu Denis, mistrz świata, zamarkował lewy sierp i po skręcie tułowia wystrzelił potwornym prawym sierpowym wprost na szczękę rywala. Jones nic sobie z tego nie robił, bo on bardziej odczuwał uderzenia po dole. W dziewiątej odsłonie Jones zmienił pozycję na mańkuta i nawet nieźle sobie radził przez minutę, ale znów zainkasował kilka straszliwych sierpów. I gdy wydawało się, że już nic nas nie zaskoczy, nagle Guillermo odrodził się w dziesiątym starciu, w końcówce będąc bliski wygranej przed czasem.

Lebiediew na początku jedenastej rundy znów ruszył do przodu, trafił kilka razy, ale Jones był tej nocy natchniony i miał misję. Przyjął setki ciosów, ale zepchnął championa do lin i po kilku rzucanych byle jak i byle gdzie ciosach zmusił Rosjanina do przyklęknięcia. Ale Denis już nie wstał...

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.