Boks. Mistrz Sing Sing walczy wolny

Po raz pierwszy i ostatni wystąpi w ringu 52-letni Dewey Bozella. Połowę życia przesiedział za kratami za zbrodnię, której nie popełnił

Tysiące fanów nie mogą się mylić. Facebook.com/Sportpl ?

Jest rok 1977. 92-letnia Emma Crapser wraca z wieczoru bingo w kościele św. Józefa w Poughkeepsie. Ktoś wdziera się za nią do mieszkania, wiąże elektrycznym kablem i knebluje, wciskając w gardło - za pomocą narzędzia, które musiało być podobne do dłuta - niemal dwa metry materiału. Pani Crapser się dusi.

W mieszkaniu ofiary nie znaleziono żadnych śladów obecności Deweya Bozelli.

Mimo to zatrzymano go.

Był idealnym podejrzanym.

Wychował się w czarnych kwartałach Brooklynu.

Najbliższa rodzina była skrajnie patologiczna.

Ojciec pobił ciężarną żonę tak mocno, że zmarła - Dewey miał wtedy dziewięć lat.

Jeden z jego braci został zadźgany nożem - nóż był na tyle długi, że po przebiciu serca wyszedł plecami. Na innym bracie wykonano gangsterską egzekucję strzałem w głowę. Jeszcze jeden zmarł na AIDS.

Deweya i jego rodzeństwo - trzeba dodać, rodzeństwo pozostałe przy życiu - rozparcelowano po rodzinach zastępczych. Jako 17-latek znalazł się w Poughskeepsie. Kilka miesięcy później zamordowano Emmę Crapser.

Dewey nie był świętym, ale też nie miał na to żadnych szans. Nowojorska i lokalna policja odnotowały sporo drobnych przestępstw, udziały w bójkach, włóczęgostwo.

Po zatrzymaniu długo trwało śledztwo, aż z braku dowodów je zawieszono.

Dewey uświadomił sobie wówczas, jak był blisko życiowej katastrofy.

18-letni Dewey postanowił zmienić swoje życie. Zapisał się do college'u, dostał pracę w instytucji pomagającej ludziom opóźnionym w rozwoju.

W 1983 roku następuje przełom. Dwóch zatrzymanych w innej sprawie wskazało na Deweya jako sprawcę morderstwa pani Crapser.

Wkrótce Bozella trafia do więzienia o najsroższym rygorze - słynnego Sing Sing. Jako morderca staruszki, która z paroma drobnymi dolarami wróciła z kościoła, nie został pupilem środowiska.

Po siedmiu latach odsiadki mógł wyjść na wolność. Podczas ponownego procesu (ruszył, ponieważ sąd wyższej instancji uznał, że w pierwszym na ławie przysięgłych nie zasiadło wystarczająco dużo czarnych ławników) musiałby tylko przyznać się do morderstwa. Nie przyznał się.

- Jak mógłbym to zrobić? Jak mógłbym przyznać się do czegoś, czego nie zrobiłem - mówi Dewey w krótkim dokumencie stacji ESPN.

Ani w pierwszym procesie, ani w drugim Dewey nie zdecydował się zeznawać - taka była rada jego obrońców.

Ten drugi proces zakończył się kolejnym werdyktem "winny" i kolejnym 20-letnim wyrokiem.

- Minuta po minucie, dzień za dniem, rok za rokiem, dekada po dekadzie kapał czas - wspominał Dewey. W Sing Sing skończył studia teologiczne, poznał swoją przyszłą żonę Trenę, spotkał mordercę swojego brata i wybaczył mu winę.

I zaczął ćwiczyć.

- Boks dał mi wolność. Wymaga dyscypliny i codziennej pracy. Tego mi było trzeba - mówił Dewey.

Miejsce w Sing Sing, gdzie osadzeni boksują, ma swoją historię. To "Dom Śmierci", przed laty stało tam krzesło elektryczne. Na nim zginęli w 1953 roku Julius i Ethel Rosenbergowie za przekazanie tajemnicy bomby atomowej do ZSRR, i 612 innych. W 1972 roku na miejscu krzesła stanął ring.

Po kilku latach Bozella został niepokonanym mistrzem Sing Sing w wadze półciężkiej, otrzymał nawet piękny pas mistrzowski.

Nic więc dziwnego, że gdy z wizytą do więzienia przyjechał Lou de Valle, amatorski zdobywca Złotych Rękawic w Nowym Jorku, to z Bozellą stoczył pokazową walkę.

- To była wojna. Miałem szczęście. Facet wygrałby, gdyby nie cięcie nad okiem. Krew płynęła mu ciurkiem po czole i walkę przerwano - wspomina teraz de Valle, późniejszy mistrz świata w półciężkiej, pierwszy, który położył na deski Roya Jones Jr, gdy RJJ był uznawany za największego pięściarza w boksie.

Więzienny gym pięściarski zamknięto w 1992 roku.

Dewey znów zaczął walczyć o niewinność. Wsparty przez więziennych strażników wysyłał listy z prośbą o przedterminowe zwolnienie. Czterokrotnie komisja, patrząc w oczy Bozelli, odrzucała wniosek z tego samego powodu: wnioskujący musi uznać swoją winę, a skazany upierał się przy niewinności. - Umarłbym, gdybym załamał siebie - mówi Bozella, ale za każdym razem umierał z rozczarowania.

Po każdym odrzuceniu wniosku wył, aby strażnicy zamknęli go do izolatki.

Po wyczerpaniu wszystkich dróg apelacji napisał do Innocent Project, pozarządowej organizacji, która sprawdza prawidłowość wyroków za pomocą testów DNA.

"Napisał" to złe słowo. Przez pięć lat co tydzień wysyłał listy do IP.

Wreszcie organizacja zajęła się sprawą.

Błyskawicznie okazało się, że prokuratura nie przeprowadziła testów DNA w mieszkaniu zamordowanej. Ale jednocześnie prawnicy IP załamali się, bo wszystkie fizyczne dowody zostały zniszczone przez policję, więc ich idea podważania niesłusznych wyroków dzięki testom DNA była na nic.

W 2007 roku poprosili jednak o pomoc wielką nowojorską firmę WilmerHale. Ta delegowała młodych prawników, dla których była to pierwsza kryminalna sprawa. Zaczęli kopać w sprawie pro bono. Czyli bez milionowego honorarium.

To oni dokonali najważniejszego odkrycia.

Skontaktowali się z detektywem Arthurem Regulą, który zatrzymał Deweya w 1977 roku (ale nie prowadził śledztwa przeciw niemu). Kiedy Regula przeszedł na emeryturę po 22 latach pracy, zabrał ze sobą kopię akt tylko jednej sprawy. Były to akta Bozelli.

- Zapytali, dlaczego to zrobiłem. Bo wiedziałem, że pewnego dnia ktoś zapuka do moich drzwi i zapyta o Deweya. A ja miałem kilka wątpliwości, czy popełnił tę zbrodnię - mówi Regula w dokumencie ESPN.

W papierach Reguli okazało się, że w mieszkaniu Emmy Crapser odnaleziono odciski palców innego mężczyzny. Donald Wise, który odsiadywał wyrok za zamordowanie niemal w identyczny sposób sąsiadki pani Crapser (!), natychmiast przyznał się do winy!

Główny akt oskarżenia Bozzelli oparty był na zeznaniach dwóch świadków z kryminalną przeszłością, którzy w zamian za właściwe słowa dostali od prokuratora obietnicę łaskawszego traktowania w ich własnych sprawach. W aktach zachowanych przez Regulę były też inne poszlaki świadczące o niewinności Bozelli, jakby te nie wystarczyły. Nigdy nie zostały przedstawione ówczesnym obrońcom.

W 2009 roku, w tej samej sali sądowej, gdzie 26 lat wcześniej został skazany, Bozella usłyszał z ust sędziego Jamesa Rooneya: "Wszystkie oskarżenia zostają odrzucone. Pan Bozella jest niewinny. Jest wolny ze skutkiem natychmiastowym". Strażnicy zdjęli Bozelli łańcuchy i kajdanki.

- Wreszcie, w wieku 51 lat moje nazwisko było czyste - powiedział Bozella.

Tu historia mogłaby się skończyć, ale się nie skończyła.

23 lipca 2011 roku, podczas wielkiej gali ESPN, Bozella otrzymał nagrodę Arthura Ashe'a za odwagę i niezłomność - wcześniej otrzymali ją Muhammad Ali, Billie Jean King i Nelson Mandela.

W emocjonalnym przemówieniu powiedział o swoim marzeniu wystąpienia w ringu i o tym, że pięściarski gym, w którym po wyjściu z więzienia pomagał dzieciakom trzymać się z daleka od problemów ulicy, został zamknięty, bo zabrakło pieniędzy na rachunki.

- Myślałem, że jestem sam. Że nikt mi nie pomoże. Ale jestem tutaj! - mówił na scenie, stojąc obok Kiefera Sutherlanda i patrząc na tysiące gwiazd sportu i rozrywki w audytorium w Los Angeles.

Na miejscu byli ludzie z promotorskiej firmy Golden Boy Promotion, założonej przez słynnego pięściarza Oscara de la Hoyę.

Postanowili mu pomóc i wstawić na galę, której gwoździem będzie walka Bernarda Hopkinsa z Chadem Dawsonem o mistrzostwo świata.

Przedtem jednak Dewey musiał pokazać, że umie boksować, aby uzyskać licencję surowej jak na Amerykę kalifornijskiej komisji sportowej.

Zwykle wystarczają same badania lekarskie, ale Dewey ma 52 lata. Nawet samochodem nie umiał jeździć po wyjściu z więzienia. Komisja uznała więc, że debiutanta trzeba sprawdzić w ringu.

Dwa miesiące temu test oblał.

Jeśli ktoś miał mu pomóc to tylko Bernard Hopkins.

Kiedy bowiem zatrzymywano podejrzanego 18-letniego Deweya, 200 km na południe w rodzinnej Filadelfii, 12-letni Hopkins miał już za sobą kilka rozbojów. Rok później trzykrotnie dźgnięto go nożem, niemal śmiertelnie, bo Filadelfia w latach 80. to było istne Gotham City. Hopkins dostał wyrok 18 lat więzienia za dziewięć przestępstw, w tym za rozboje na innych bandytach. - Dlaczego napadałeś właśnie na nich? - pytał zdezorientowany wysoki sąd. - Bo nie skarżą się policji - wyjaśnił późniejszy mistrz świata.

Hopkins też nauczył się walki na pięści w więzieniu o najwyższym rygorze. Za kratami widział gwałty na współwięźniach i morderstwo kolegi z celi za paczkę papierosów. Ale na wolność wyszedł warunkowo po pięciu latach.

Miesiąc temu Hopkins, zaalarmowany przez Bozellę po oblaniu testów, zaprosił go na zgrupowanie. - Powiedziałem mu: "OK, Dewey, nie dadzą ci licencji z litości. Pokaż im, że na nią zasługujesz".

Razem ćwiczyli przez trzy tygodnie.

W poprzedni czwartek Bozella zdał testy i otrzymał licencję pięściarza, mając za sekundanta Oscara de la Hoyę.

W środę w Staples Center, czyli tam, gdzie otrzymał nagrodę Arthura Ashe'a, Dewey Bozella wystąpi w ringu po raz pierwszy i ostatni.

***

Innocent Project - we władzach jest m.in. była prokurator generalna USA Janet Reno i pisarz John Grisham - rocznie otrzymuje 3000 próśb o zajęcie się sprawą skazanych, którzy uznają się za niewinnych.

IP twierdzi, że obecnie w USA przebywa w więzieniach federalnych i stanowych około 2,3-5 proc. niewinnych, czyli 25-50 tys.

Od 1989 roku uniewinniono 266 skazanych dzięki testom DNA.

Barry Gibbs odsiedział 19 lat z 20-letniego wyroku. Został niesłusznie skazany za gwałt na nowojorskiej prostytutce. Podobnie jak Bozello nigdy nie przyznał się do winy. Uniewinniono go dzięki testom DNA. Rok temu zostało mu zasądzone największe odszkodowanie w takich sprawach - 9,9 mln dol. od nowojorskiej policji i 1,9 mln dol. od stanu Nowy Jork.

Bozello też pozwał policję i prokuraturę. Sprawa jest w toku.

David Haye ? kończy karierę

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.