Poligon: Przygotowania, treningi, sparingi czyli zimowy bigos ligowy

...potrawą nie ladaJest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywaWyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnieSoki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnieI powietrze dokoła zionie aromatem.

Wprost nie można się doczekać, prawda? Zupełnie jak na rozgrywki Ekstraklasy. Tam też powietrze zionie aromatem, wiele spraw składa się sztucznie, piłkarze przypominają jarzyny... znaczy, przepraszam, wyszukane mięsiwo. Dokładnie nie wiadomo, gdzie wyszukane, ale gdy spojrzeć na grę, to rzeczywiście skojarzenia z zamkniętym kotłem i puszcz przepastnymi krainami przychodzą jako pierwsze. Już półtora miesiąca pozbawieni jesteśmy możliwości oglądania meczów ligowych i kto się czuje jak bez ręki - ręka do góry.

Po miesięcznym urlopie piłkarze wrócili do pracy. Treningi, sparingi, trenerzy wyciskający soki żywne, okno transferowe otwarte tak szeroko, że przeciąg co chwilę wywiewa i przywiewa nowych graczy o coraz to bardziej dziwacznych nazwiskach. Przyjrzyjmy się dokładniej procesowi przygotowania ligowego bigosu, zanim będzie nam dane organoleptycznie i palpacyjnie przekonać się o jego jakości.

Mariusz PawełekMariusz Pawełek Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl Jakość?

W tysiąc sześćset siedemdziesiątym drugim odcinku serialu ''Moda na bramkarza'' Antonio opuszcza Rebekę, Ridge goli łydki, Brooke goli brodę, Mariusz jedzie do Turcji, a Wisła Kraków rozważa wystosowanie apelu ''Ktokolwiek kiedykolwiek był u nas na testach, proszony jest o pilny kontakt z redakcją w celu ustalenia grafiku kolejnego przesłuchania''. Krakowscy hotelarze zacierają ręce, bo trzy tysiące gości w ciągu jednego tygodnia to gratka nie lada, a w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego toczy się spór czy legenda o Wandzie, co nie chciała Niemca, nie jest przypadkiem opisem pierwszego nieudanego transferu bramkarza pod Wawelem.

Arka Gdynia przeczytała wiersz Andrzeja Waligórskiego o Janie Dreptaku, który naśladował wybitnych pisarzy, albowiem sądził, że ''żyjąc podobnie, będę podobnie też pisał'' i postanowiła wykorzystać go w przygotowaniach do rundy wiosnej. No bo taka Wisła Kraków, proszę Szanownej Wycieczki i jej odwieczne problemy z bramkarzami... a co roku na podium, prawda? Arka postanowiła sprawdzić, czy to się jakoś wiąże i w efekcie sprawdzania została bez Andrzeja Bledzewskiego, bez Norberta Witkowskiego, bez Wojciecha Kowalewskiego, ale za to z Hieronimem Zochem i Michałem Szromnikiem. Wiosna pokaże, czy ten śmiały manewr pozwoli Arce, jeśli nie wdrapać się na podium, to choć obronić się przed spadkiem, a odwiedzających internetową stronę Arki wita krótkie streszczenie całej sytuacji: bluescreen z napisem ''Przerwa techniczna. Przepraszamy za utrudnienia''.

Najbarwniejszą postacią zimowego okna transferowego jest na razie Kamil Poźniak. Najpierw okazało się, że GKS chciałby za 21-letniego pomocnika półtora miliona złotych.... Poważnie. Półtora miliona złotych za zawodnika, który w ciągu czterech sezonów w ekstraklasie rozegrał 25 spotkań, nie strzelił żadnej bramki, a największym jego wyczynem było otrzymanie dwóch żółtych kartek w jednej akcji i opuszczenie boiska po sześciu minutach od wejścia. Cóż, każdemu wolno kochać, każdemu wolno wyceniać i każdemu wolno płacić. Poźniakiem zainteresowana była Jagiellonia Białystok i już nawet tamtejsze prządki utkały koszulkę z numerem i nazwiskiem, ale nagle okazało się, że ilość zer oferowana przez Jagiellonię nie zgadza się z ilością zer oczekiwaną przez GKS Bełchatów i negocjacje stanęły. Ruszył za to sam Kamil Poźniak, a mówiąc precyzyjniej - ruszył na północ, do Gdańska. Lechia urządziła Poźniakowi testy medyczne, a GKS Bełchatów urządził awanturę, bo okazało się, że Poźniak pojechał na własną rękę i bez wiedzy klubu. Miały być kary, aspiryna, płukanie żołądka i zawijanie w mokre prześcieradło, ale ponieważ GKS Bełchatów chciałby od Lechii kupić Pawła Buzałę - skończyło się na salomonowym ''odsunięciu od zespołu''. Które wygląda w ten sposób, że Poźniak został odsunięty aż do Turcji, do której uda(ł) się na zgrupowanie z zespołem Lechii właśnie.

Janusz Gol - kolejne gorące nazwisko zimowego okna transferowego, kolejny gracz GKS-u Bełchatów i kolejny serial: zaczęło się od wyliczanki: Lech-Wisła-Legia-Wisła-Lech-kocha-lubi-szanuje, potem było już tylko lubi, następnie odpadły Lech i Wisła, a za dwa dni pewnie okaże się, że przecież ja nigdy nigdzie nie chciałem odchodzić, zawsze marzyłem o Bełchatowie, bo to najpiękniejsze z polskich miast i cieszę się bardzo, że mogę grać pod kierunkiem trenera Bartoszka, który nie wiem, czemu teraz jest taki siny i dymi z uszu.

Polonia Bytom skrzypi, chwieje się, ugina... Pesymiści wieszczą rychły upadek klubu, optymiści mruczą coś o trzcinie myślącej i podśpiewują ''Jak ją za mocno przygiąć w lewo - to w prawo się odgina''. W porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego zaobserwowano obniżenie się podaży Czechów i Słowaków, a ci, którzy przyjeżdżają, rzucają okiem, podnoszą owo oko, wycierają z błota i szybko odjeżdżają . Podobnie jak niektórzy Polacy - na Bugu we Włodawie ubyło sześć, a na Bytomce ubyło trzech: Szymon Gąsiński odszedł do Cracovii, Szymon Sawala odchodzi do Bełchatowa, a Mariusz Ujek odchodzi od zmysłów, bo wypłaty na koncie jak nie było, tak nie ma. Z dobrych wieści: na podwieczorek był sernik . Cóż, jaka sytuacja, takie dobre wieści.

Sernik warstwowySernik warstwowy  Dobre wieści w wersji obrazkowej.

Cracovia kupuje. Czy raczej sprzedaje? Ech, ta skomplikowana polska piłka... To może po kolei: ''Pasy'' sprowadziły Szymona Gąsińskiego i Wojciecha Kaczmarka, więc o obsadę bramki martwić się nie muszą. Obronę wzmocnić mają Boris Pizugaca i Andraż Struna, a linię pomocy Piotr Giza. Odszedł Tomasz Moskała, oficjalnie z powodów rodzinnych, a nieoficjalnie z powodu pewnego artykułu o boiskowej adaptacji powieści Adama Bahdaja: ''Kapelusz za sto tysięcy'', w której w roli kapelusza wystąpił mecz z Zagłębiem Lubin, a role poszczególnych zawodników bada prokuratura. Żeby było weselej, do Cracovii dołączył Łukasz Nawotczyński, ale ponieważ on też jest badany - nie wiadomo, czy nie będzie to najkrótszy transfer tej zimy. Z powodów zupełnie niezwiązanych z Wrocławiem z Krakowa wyjechał Radosław Matusiak. Wściekły na klub opowiadał o zaległościach finansowych i szantażu, jakim zmuszono go do rezygnacji z wynagrodzenia, na co wiceprezes klubu odpowiedział, ze na zgrupowaniu dach nie przeciekał, a zaległości żadnych nie było, bo przecież Matusiak dostał pieniądze za październik, prawda?

- Prawda - odpowiedział Matusiak - W styczniu. - A pieniędzy za listopad się zrzekł, prawda? - Też w styczniu - odparł zawodnik. - I za grudzień też się zrzekł? - Ale też w styczniu.

Bądźmy jednak sprawiedliwi i obiektywni: według dobrze poinformowanych źródeł tym razem wszystkie podpisy na dokumentach były autentyczne.

Na najbardziej konfliktowego człowieka Ekstraklasy wyrasta trener Skorża: najpierw iskrzyło między nim a dyrektorem Bednarzem, potem cała Polska mogła usłyszeć dyskusję trenera z Piotrem Brożkiem, a ostatnio trener ''ściął się'' z dyrektorem Jóźwiakiem. Przebywający na zgrupowaniu Legii Warszawa dyrektor Jóźwiak obserwował grę drużyny i zwracał uwagę, że za jego czasów, panie dzieju... Zwrot ''dyrektor Jóźwiak'' brzmi dumnie, ale riposta zdenerwowanego trenera Skorży zabrzmiała groźnie. Trener zasugerował, że kolega dyrektor utrudnia i wobec tego lepiej byłoby, żeby oddalił się prędko. Po krótkiej chwili konsternacji zawarto porozumienie: dyrektor Jóźwiak nie oddalił się, ale utrudniać jednak przestał. Autorytet trenera wzrósł o trzy przecinek czterdzieści cztery setne punktu procentowego.

Nowym trenerem Polonii Warszawa został Theo Bos. Złośliwi zakładają się, czy miejsce Polonii w tabeli na koniec sezonu będzie się wyrażało cyfrą większą czy mniejszą od liczby miesięcy spędzonych przez Holendra na stanowisku trenera. Podobno najbardziej popularne jest obstawianie remisu czyli w obu przypadkach cyfry 5.

Ruch Chorzów walczy, a wiatr wieje mu w oczy, piach sypie się tryby, a kłody czają się za każdym rogiem z drwiącymi okrzykami rzucają się pod nogi. PZPN wprowadził do przepisów licencyjnych zapis mówiący, że klub musi złożyć zaświadczenie o niezaleganiu z wypłatami kwot zasądzonych wyrokami. Wyroki twierdzą, że Ruch zalega, Ruch twierdzi, że wyroki mogą mu skoczyć, bo on ma inne wyroki, lepsze i dłuższe, a kibice Ruchu zgrzytają zębami, że związek powinien mieć na tyle odwagi, żeby napisać wprost: ''W tym roku w roli ŁKS-u wystąpi Ruch Chorzów. Bo tak''! Na domiar złego przeciwnicy sparingowi chcieli grać na poważnie, czego efektem były rozbity nos Łukasza Derbicha, kontuzja kolana Michała Pulkowskiego, bubu Arkadiusza Piecha i ''ała'' pozostałych graczy. Oraz eksplozja trenera Fornalika, który przestraszył się, że jeśli tak dalej pójdzie, to w pierwszym meczu rundy będzie miał do dyspozycji jednego obrońcę, dwóch pomocników, trzy czwarte napastnika, siebie oraz brata. Swojego brata, nie brata napastnika. Sparing zakończono przed czasem, a redakcja Zimowej Ligi Sparingowej ma zgryza, czy zaliczyć remis z 65 minuty, czy raczej traktować ten mecz jako walkower dla och-jakże-brutalnego Podbeskidzia.

Lech Poznań stracił Sławomira Peszko, ale zyskał Vojo Ubiparipa. Na weryfikację powiedzenia ''Zamienił stryjek siekierkę na kijek'' trzeba jeszcze trochę poczekać, aczkolwiek Sławomir Peszko nadal wydaje się być boiskową siekierką (fatalne oceny w ostatnim meczu plus żółta kartka, choć według niektórych komentatorów powinna być czerwona). Vojo Ubiparip (serdeczne wyrazy współczucia dla komentatorów paszczowych) zaczął o wiele lepiej - strzelił dwie bramki w sparingach i jeśli utrzyma formę, chyba nie będzie porównywany do kija, a raczej do szpady.

Trener Smuda powołuje coraz dziwniej (zawodnicy, o których trener mówił, ze ''Nevermore'' proszeni są o nawszelkowypadkowe spakowanie walizek), trenerzy nawet na pytanie o godzinę odsyłają do dyrektorów sportowych, zawodnicy jeżdżą na testy, Jagioellonia nie ukrywa, ze ma ochotę na tytuł mistrzowski, Wisła Kraków znowu przegrała z Vallerengą, Śląsk Wrocław kluczył borem i lasem, żeby rozegrać sparing z FC Hradec Kralove bez udziału kibiców, a Bytomiu zaserwowano makrelę. Zimowa karuzela zaczyna się kręcić, a pokrywka na ekstraklasowym garnku z bigosem zaczyna wesoło podskakiwać. Cierpliwości - porządny bigos przygotowuje się długo, przemraża się go (na zgrupowaniach krajowych), przysmaża (na zgrupowaniach zagranicznych), doprawia jałowcem i transferami... Jeszcze prawie cztery tygodnie pichcenia.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.