New York Cosmos wraca w wielkim stylu

Nawet najstarsi czytelnicy Z Czuba nie pamiętają zapewne piłkarskiej ekipy New York Cosmos, nie mówiąc już o oglądaniu jej w akcji. Teraz to się zmieni, bo legendarna drużyna nazywająca się jak zespół z marzeń sennych Stephena Hawkinga powraca. O ile oczywiście nie jest nadużyciem napisanie ''legendarna'' o czymkolwiek co związane jest z tak zwanym, tfu na psa urok, ''soccerem''.

1. Oryginalny New York Cosmos istniał w latach 1971-1985, zdobywając w tym czasie pięć mistrzostw North American Soccer League (1972, 1977, 1978, 1980, 1982). Istnieje dodatnia korelacja pomiędzy latami istnienia zespołu ze Wschodniego Wybrzeża Stanów, a sukcesami polskiego futbolu. Brak zespołu ze Wschodniego Wybrzeża Stanów koreluje z kolei dodatnio z brakiem sukcesów polskiego futbolu. Reaktywacja Cosmosu, mam nadzieję, sprawi że Polska wskoczy na podium mundialu, Kotwica Kołobrzeg zahaczy o ćwierćfinał Ligi Mistrzów a Maciej Iwański zdobędzie mistrzostwo świata w fitnessie.

2. Lista płac w starym Cosmosie prezentuje się niczym mokry sen szejków z przełomu lat 70. i 80. W Nowym Jorku grali Pele (1975-1977), Beckenbauer (1977-1980, 1983), Neeskens (1979-1984), Francois Van der Elst (1980-1981) i Carlos Alberto (1977-1980). Występowali tam również w sezonie 1984 były już wtedy reprezentant Polski Stanisław Terlecki oraz aktualny wtedy reprezentant Polski Władysław Żmuda, który dwa lata później poleciał jeszcze na MŚ w Meksyku.

3. Barwy klubu są jakie są - znaczy przypominające te używane przez reprezentację Brazylii - by na grę w USA skusił się sam Pele. Naprawdę, przygotowano je wyłącznie w tym celu.

Gdy gwiazda światowego futbolu dołączyła do Cosmosu, zespół grał w białych koszulkach, mających najsłynniejszemu ''Canarinho'' przypominać jego macierzysty i ukochany Santos.

4. Z samą nazwą nie było dużo lepiej. Clive Toye, pierwszy szef klubu, wzorował się przy jej wybieraniu na New York Metropolitans, znanych szerzej jako New York Mets i chciał ich przebić, myśląc dużo bardziej globalnie. A nawet nie tyle globalnie co uniwersalnie ... Sami zresztą wiecie o co chodzi. Stąd Cosmos od kosmosu i Cosmopolitans. Jakby tego było jednak mało, gdy zarząd klubu atakował ten pomysł, Toye pisał sam do siebie listy, podpisując się jako kibice NYC i twierdząc, że lepszej nazwy wymyślić się po prostu nie da. Potem listy te pokazywał swoim adwersarzom.

Nie jest to jednak jedyny Cosmos na świecie. W 1977 w nowojorskim zespole grał legendarny południowoafrykański pomocnik Jomo ''The Black Prince'' Somo. Gdy po zagranicznych wojażach powrócił wreszcie do ojczyzny kupił w 1983 roku drużynę piłkarską Highlands Park, którą przemianował w hołdzie dla swojej dawnej ekipy na Dion Cosmos. A później jeszcze raz, tym razem na wersję sentymentalno-narcystyczną. Klub Jomo Cosmos istnieje w RPA po dziś dzień.

5. W latach 1979-1985 stroje dla New York Cosmos przygotowywał Ralph Lauren. Pewnie myślał, że chodzi o zespół polo.

6. Zgodnie z najlepszymi wytycznymi, powracający na piłkarską arenę USA New York Cosmos zaczął od trzęsienia ziemi i nie chodzi tu o to, że przewrócił Maćka Iwańskiego. Honorowym prezesem odrodzonego klubu został Pele, międzynarodowym ambasadorem inny były zawodnik, a także dawny król strzelców Serie A i reprezentant Włoch Giorgio Chinaglia, a za sportowy rozwój drużyny odpowiadać będą Kobe Cobi Jones i... Eric Cantona. Tak jest, ten sam Eric Cantona.

 

Oprócz tego w zarządzie znaleźli się były prezes Tottenhamu Paul Kemsley, były dyrektor wykonawczy Liverpoolu Rick Parry i były menedżer Davida Beckhama Terry Byrne.

7. Teraz pozostaje nam już czekać tylko na faktyczny powrót Cosmosu do MLS i derby z New York Red Bulls, które jakkolwiek jest dziedzicem chlubnych jak na amerykańskie warunki tradycji New York/New Jersey Metrostars i MetroStars, obecnie wydaje się być trochę drużyną podróbek. Ma wprawdzie w składzie Rafaela Marqueza, ale już po tym jak był niepotrzebny w Barcelonie, ma Thierry`ego Henry, ale już po tym jak był niepotrzebny w Barcelonie, ma również w składzie Rooneya , wprawdzie z tych Rooneyów, ale nie do końca tego, o którego chodziło, złego brata-bliźniaka Ole Gunnara Solskjaera , któremu nieco gorzej w życiu wyszło oraz Maurera, ale nie Franza .

Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.