Pięć konferencji prasowych godnych zapamiętania z 2010 r.

Ludzie, którzy lubią się śmiać, cieszyć, przemawiać do pustej sali oraz wkurzeni wychodzić z wywiadów to nie tylko politycy, ale też sportowcy. Zobaczmy, jak to robią najlepsi.

1. Derek Anderson

Quarterback zespołu Arizona Cardinals został zapytany, dlaczego przegrywając 18 punktami w trzeciej kwarcie meczu przeciwko San Francisco 49ers żartował z kolegą i czy uważa, że było to właściwe zachowanie.

Anderson odpowiedział dziennikarzowi tak, jak zrobiłby to każdy inny szanujący się sportowiec - kilkudziesięcioma ''that's fine'', kilkunastoma wypikaniami i finałowym ''I'm done'', po którym zwyczajnie sobie poszedł.

2. Roy Hodgson

Nowy trener Liverpoolu angielskiej ekstraklasy jak na razie nie podbił, ale z pewnością ma szansę podbić serca dziennikarzy. Znacznie większe niż Derek Anderson.

Gdy dwaj tureccy dziennikarze spóźnili się na konferencję prasową Anglika, nie tylko na nich nie nakrzyczał, ale nawet zaoferował pomoc w ustawianiu sprzętu i rozpoczęcie konferencji prasowej od nowa. Udało mu się nie wyglądać przy tym na złośliwego.

3. Eli Manning

Quarterback New York Giants Eli Manning, pochodzący z rodziny, w której na świat przychodzą prawie sami QB, postanowił poprowadzić konferencję prasową po meczu z Philadelphia Eagles, aby wyjasnić, jak jego zespół mógł przegrać 31:38, prowadząc 31:10.

Frekwencja na zbojkotowanej z powodu wyniku konferencji go zaskoczyła. Gdy zyskał jednak w końcu jakiegoś zagubionego słuchacza, postanowił działać.

4. Ron Artest

Tak wygląda naprawdę szczęśliwy człowiek. Oto Ron Artest na konferencji prasowej po wygraniu przez Los Angeles Lakers decydującego meczu w finale play-off z Boston Celtics.

Wyobrażacie sobie podobnie zachowującego się Janne Ahonena albo Roberta Kubicę? Oni też nie.

5. Nate Robinson i Glen Davis

Koszykarze Celtics w ogóle znani są z dobrego samopoczucia na konferencjach prasowych. Jednym z weselszych graczy jest Kevin Garnett, któremu zdarzało się już między innymi nucić muzykę ze ''Spidermana''.

Tak zachowywali się dwaj koszykarze Boston Celtics po czwartym meczu finału play-offs z Los Angeles Lakers (kiedy jeszcze mieli się z czego cieszyć). Dopiero dziennikarze na konferencji prasowej uświadamiali ich, jak wyglądała ich radość. Zawodnicy porównali się do Shreka i Osła. Jak na razie nie wiadomo nic o tym, jakoby na którejś konferencji prasowej Shrek i Osioł porównali się do Robinsona i Davisa.

Bonus

Tak, macie rację, ta wypowiedź nie pochodzi z 2010 r., ale jest od kończącego się roku niewiele starsza, a poza tym wszyscy chyba zgodzimy się, że jest ponadczasowa. Fortuforforewrybady!

Marek Kuprowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.