Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Bill Masterton

Sportowcy przechodzą do historii na różne sposoby - efektownie, śmiesznie, rekordowo, a czasem tragicznie. Aby zepsuć Wam radosną świąteczną atmosferę dziś przedstawimy historię z gatunku tych ostatnich. Oto opowieść o Billu Mastertonie.

13 sierpnia 1938 roku ludzie leworęczni nie wiedzieli, że od 1992 będą tego dnia mieć swoje święto, a państwo Masterton z Winnipeg w Kanadzie, że właśnie urodził im się niezły hokeista. Mieli prawo tego nie zauważyć, bo mały Bill zajęty był płakaniem, jedzeniem, płakaniem, ulewaniem, płakaniem, spaniem, płakaniem i innymi rzeczami, którymi zajmują się niemowlaki. Z biegiem czasu jednak powoli rezygnował z ulewania i płakania na rzecz uganiania się za krążkiem.

Jego pierwszą drużyną walczącą o trochę poważniejsze cele niż to, kto niesie po szkole plecaki, byli St. Boniface Canadiens z Manitoba Junior Hockey League. 18-letni Bill na pierwsze laury nie musiał długo czekać, bo pomógł zespołowi w zdobyciu mistrzostwa już w swym pierwszym sezonie, czyli w 1956.

W czasach, gdy w NHL grało sześć zespołów wiara w to, że będzie się zarabiać na życie jako gwiazda hokeja, była tylko niewiele mniej optymistyczna niż zakładanie, że zostanie się ukąszonym przez napromieniowanego pająka i zostanie superherosem. Czyli, jak wiemy z filmów, zdarzało się to wprawdzie, ale niezwykle wręcz rzadko.

Masterton skierował więc swe kroki na University of Denver, gdzie jednak prócz zdobywania wiedzy, zdobywał też kolejne hokejowe trofea. Uczelnianą drużynę Denver Pioneers w 1960 i 1961 doprowadził do mistrzostwa NCAA. W ostatnim z tych sezonów został uznany MVP finałowego turnieju, a w 32 meczach zgromadził 80 punktów, co było wówczas rekordem ligi. Masterton uniwerek opuszczał więc nie tylko z dyplomem i pamiątkami z imprez, ale i z całym workiem hokejowych osiągnięć. Nic więc dziwnego, że już w 1961 po obiecującego centra zgłosili się Montreal Canadiens. Umowa jednak sobie, a rzeczywistość sobie i młody Bill o NHL mógł tylko marzyć śmigając po lodowiskach niższych lig. Wprawdzie sezon 1961/62 spędzony w Hull-Ottawa Canadiens z ligi EPHL zakończył inkasując 66 pkt (31 goli i 35 asyst) w 65 meczach, a rok później wzbogacił konto Cleveland Barons z AHL o 27 goli i 55 asyst w 82 spotkaniach, ale na końcu tunelu wciąż nie było światełka z napisem NHL, więc Masterton postanowił zająć się poważniejszymi rzeczami.

Owymi poważniejszymi rzeczami okazało się odwieszenie łyżew na kołku, przeprowadzka do Minnesoty i korzystanie z umiejętności zdobytych na uczelni a nie na lodowisku. Masterton w 1963 zaczął pracę w korporacji Honeywell i żeby związać koniec z końcem nie musiał grać w hokeja. To że nie musiał, nie znaczy, że nie chciał, więc wznowił karierę, ale tylko po to, by w  wolnych chwilach pogrywać sobie w amatorskiej lidze UCHL. Raczej nie wierzył jednak, że będzie mu dane grać z najlepszymi na świecie. Tymczasem nadszedł sezon 1967/1968 i rozszerzenie NHL z 6 do 12 zespołów. Nowe drużyny potrzebowały zaś hokeistów i wtedy przypomniano sobie o Billu.

Konkretnie zaś przypomniał sobie o nim zespół Minnesota North Stars. Masterton odwdzięczył się już w pierwszym meczu, 11 października 1967 roku, przechodząc do historii jako zdobywca pierwszego gola w historii zespołu znanego dziś jako Dallas Stars. Ogółem w 37 spotkaniach dla zespołu z mroźnego stanu zanotował na swoim koncie cztery gole i osiem asyst. Aż przyszedł mecz z Oakland Seals. Nieszczęsny mecz numer 38 rozgrywany 13 stycznia 1968...

W jednej z akcji ofensywnych North Stars Masterton szybko oddał krążek koledze z zespołu Wayne`owi Connelly`emu, czego nie zauważyła para defensorów Seals Larry Cahan i Ron Harris. Z impetem wpadli oni na Billa, który padł na lód, uderzając weń głową. Krew trysnęła mu z uszu i z nosa, a zanim stracił przytomność zdążył wyszeptać tylko ''Nigdy więcej, nigdy więcej''. W szpitalu lekarze bezradnie załamali ręce. Obrażenia mózgu Mastertona okazały się być na tyle rozległe, że nie podjęli się nawet operacji. Dwa dni później 29-letni center North Stars zmarł. Do dziś pozostaje jedynym hokeistą w dziejach, który zginął w wyniku urazu odniesionego podczas meczu NHL.

Jego numeru 19 nigdy nie założył już żaden zawodnik Minnesota North Stars, a po przeprowadzce klubu także Dallas Stars. Oficjalnie został on zastrzeżony w roku 1987. Niemal 20 lat po tym jak NHL ustanowiła Bill Masterton Trophy przyznawane corocznie graczom, którzy wykazali się największą wytrwałością i poświęceniem. Trofeum to otrzymali na przykład Jason Blake (2007/2008), który rozegrał cały sezon pomimo zdiagnozowania u niego przewlekłej białaczki szpikowej, Bobby Clarke (1971/1972), który zaliczył w NHL 358 bramek i 852 asysty w 1144 spotkaniach mimo zaawansowanej cukrzycy, Mario Lemieux, który w sezonie 1992/1993 miał 69 trafień i 91 kluczowych podań mimo tego, że opuścił 24 mecze z powodu ziarnicy złośliwej czy Phil Kessel (2006/2007), który po 12-spotkaniowej przerwie spowodowanej rakiem jąder wrócił na lód.

Śmierć Mastertona przyniosła jeszcze jedną ważną rzecz - zawodnicy zaczęli dochodzić do wniosku, że noszenie kasku nie jest tylko fanaberią dla cieniasów i dopuszczać możliwość gry w nich. Wprawdzie nakaz gry w ''hełmach'' wprowadzono dopiero w roku 1979 i obejmował on tylko nowych graczy, ale gdyby nie tragiczna śmierć centra Minnesoty, mogłoby się to zdarzyć jeszcze później. Ostatnim hokeistą grającym z odkrytą głową był Craig MacTavish, który zakończył karierę w 1997 roku.

Andrzej Bazylczuk & Łukasz Miszewski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.