Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

Siedem tygodni nowego sezonu za nami. Ten ostatni, stał jak się okazało, pod znakiem wysokich lotów oraz wsadów - tych udanych, tych nieudanych oraz tych, które nigdy nie miały miejsca. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której broda Marka Eatona, zdarzała się.

Dwight Howard (Orlando Magic)

Dwight HowardDwight Howard GETTY IMAGES/Jim Rogash

Center Orlando Magic ogłosił w tym tygodniu, że definitywnie kończy z konkursami wsadów, w których występował w latach 2007-2009 wygrywając w roku 2008. Uważam, że to właściwa decyzja i nawet mam dobre przeczucie, że po rozegraniu konkursu wsadów bez udziału Dwighta lub Nate'a Robinsona, wszechświat może jednak nie imploduje. Z drugiej jednak strony, oglądanie występów Howarda w Slam Dunk Contest było dobrą zabawą i trochę będę tęsknić. Dlatego właśnie postanowiłem sporządzić listę rzeczy, których w związku ze slamdunkowocontestową emeryturą wielkoluda z Orlando nigdy nie zobaczymy:

- Wsadu nad Nate'm Robinsonem

- Wsadu w stroju Clarka Kenta nad budką telefoniczną

- Wsadu z uprzednim okrążeniem Ziemi, odwróceniem jej ruchu i cofnięciem czasu

- Pierwszego bloku w historii Slam Dunk Contest

James Harden (Oklahoma City Thunder)

Dwight HowardGETTY IMAGES/Dilip Vishwanat

Podczas gdy w Oklahomie, w obliczu nieco gorszego początku sezonu Kevina Duranta i natchnionej gry Russella Westbrooka, debatuje się nad tym, który z nich jest prawdziwym liderem tej młodej ekipy, James Harden w meczu z Cavaliers postanowił krzyknąć ''Ej! Patrzcie na mnie!''...

Faktycznie, spojrzałem, przetarłem oczy, spojrzałem jeszcze raz i uderzyło mnie, że James Harden ma obecnie najlepszą brodę w NBA. Jako etatowy piewca bród z ponad trzy i pół letnim stażem w tych stronach podchodzę do takich spraw śmiertelnie poważnie i muszę powiedzieć, że takiego owłosienia szczęki nie powstydziłby się żaden owoc miłości drwala i amisza, którego ''mama'' będąc w ciąży zapatrzyła się na ZZ Top. Dość powiedzieć, że broda jaką w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zapuścił Harden jest tak okazała, że nie jest wykluczone, iż James ma pod nią cały czas schowaną muchę, której nie zdjął od dnia draftu 2009.

James HardenJames Harden fot. internet

No i jest na tyle okazała, żeby mieć swój profil na Facebooku . Jeśli jest coś, co mogłoby z nią rywalizować, to jest to chyba tylko broda Ronny'ego Turiafa.

Ronny TuriafRonny Turiaf fot. internet

Oraz Batman.

JaVale McGee (Washington Wizards)

Ronny TuriafGETTY IMAGES/Robert Laberge

A raczej JaFail McGee:

Naprawdę trzeba wznieść się na wyżyny umiejętności aby pognębić się jeszcze bardziej, gdy przegrywa się 25 punktami na 20 sekund przed końcem. Szczerze mówiąc to widziałem w tym tygodniu tylko jeden filmik, po którym facepalm oglądających był lepiej widoczny z kosmosu:

Manu Ginobili (San Antonio Spurs)

Manu GinobiliManu Ginobili GETTY IMAGES/Harry How

Prawdopodobnie nie będzie w tym sezonie głupszego i bardziej naciąganego newsa związanego z NBA, dlatego daruję sobie słowa wstępu i od razu wyrzucę to z siebie, na Boga, miejmy to z głowy: Manu Ginobili widział UFO.

Powyższe wideo przedstawia Ginobiliego rozdającego autografy fanom koło hotelu przed meczem z Clippersami w Los Angeles. Nagle uwagę wszystkich skupia niezidentyfikowany obiekt latający. Na filmie nie widać niczego ciekawego, ale Manu napisał później o tym zdarzeniu na Twitterze, oraz opowiedział o nim dziennikarzowi gazety z San Antonio.

To coś miało dziwny tor lotu. Wyglądało jakby spadało, a nie lądowało. Myślałem, że to katastrofa lotnicza. Spodziewałem się zobaczyć to w wiadomościach następnego dnia, ale nic nie było. Wtedy zrobiliśmy się ciekawi, ''co to do cholery było?''.

Cóż to nawet logiczne. Gdybyście byli przybyszami z kosmosu i chcieli dowiedzieć się czegoś o koszykówce, to czy nie spróbowalibyście bliskiego spotkania z koszykarzami najlepszej ekipy najlepszej ligi koszykarskiej na świecie? Obca rasa mogłaby się studiując zespół z San Antonio nauczyć nawet czegoś więcej o nas niż tylko obsługi pick'n'rolla. Na przykład, że przedstawiciele rodzaju ludzkiego mają 15 mięśni twarzy , ale niektórzy z nich w ogóle ich nie używają.

Manu Ginobili

Z drugiej strony wybór Manu na swój pierwszy kontakt nie jest wyborem najszczęśliwszym - niezidentyfikowany czy zidentyfikowany, żaden obiekt latający nie ma z Argentyńczykiem szans . A tak w ogóle, to czy nie za wcześnie trochę na sezon ogórkowy? Poza tym jestem przekonany, że to nie było UFO, tylko po prostu Blake Griffin, przyzwyczajaj się Manu.

Jeremy Evans (Utah Jazz)

Manu Ginobili

Jak co roku, tak i w tym sezonie są w NBA zawodnicy, w których istnienie nie wierzę. Na przykład dopiero całkiem niedawno przyjąłem do wiadomości istnienie Anthony'ego Tollivera. Teraz jednym z takich graczy był Jeremy Evans. Tak, Jeremy Evans, też pierwsze słyszę. ''Był'' ponieważ w spotkaniu z Golden State Warriors, jak na kogoś kto ma na to jedynie średnio 5 minut w każdym meczu, zrobił bardzo dużo aby zaznaczyć swoją obecność.

Trzy w efektowne wsady (plus jeszcze jeden celny rzut z gry) w dziewięć minut? Nieźle. Oficjalnie uwierzyłem w istnienie Jeremy'ego Evansa, numeru 55 draftu 2010, który bywa porównywany na podstawie potencjału do Stromile'a Swifta lub Keon Clarka, a przez wyjątkowo optymistycznych fanów Jazz do niższego od dwa cale Dwighta Howarda.

Retro gracz tygodnia: Lee Mayberry

W tym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Lee MayberryLee Mayberry GETTY IMAGES/Jonathan Daniel

Najciekawsze rzeczy w karierze Lee Mayberry'ego działy się zanim trafił do NBA. Był członkiem ekscytującego składu uniwerku Arkansas, z którym w 1990 roku dotarł do Final Four. Tworzył wtedy świetny duet obwodowych z innym Retro Graczem - Toddem Dayem , nazywany przez fanów ''MayDay Connection''. Kolegą Mayberry'ego z tamtej drużyny był także Oliver Miller, ale nic mi nie wiadomo, czy też mieli jakąś wspólną ksywę. Być może mieli, ale Oliver Miller ją zjadł. Także w 1990 roku Mayberry pojechał z reprą USA na mistrzostwa świata, z których przywiózł brązowy medal. Dwa lata później przystąpił do draftu NBA, w którym z 23 numerem został zwerbowany przez Milwaukee Bucks. Tam stał się członkiem rotacji takich guardów jak Eric Murdock, Alvin Robertson, Blue Edwards oraz Todd Day, który także w drafcie 1992 trafił do Bucks. Niestety nie udało się w Milwaukee odtworzyć ''MayDay Connection'' - Mayberry tylko raz przebił się na dłużej do pierwszej piątki - w sezonie 1994/95 wystąpił w 82 meczach, w tym 50 razy od pierwszej minuty. Wtedy też zanotował najwyższe w karierze średnie 5,8 punktu oraz 40,7% celności za trzy. Do tego dorzucił skromne jak na point guarda 3,4 asysty na mecz. Gra Mayberry'ego często opierała się na niezłym atletyźmie, niestety jedyny obecnie dostępny highlight z udziałem dzisiejszego bohatera jest częścią składanki 10 najlepszych bloków w karierze Alonzo Mourninga (miejsce 4):

Po czterech latach gry w Milwaukee Lee postanowił szukać szczęścia gdzie indziej i podpisał kontrakt z rozgrywającymi swój drugi sezon w NBA Vancouver Grizzlies. Mayberry liczył na więcej czasu na parkiecie i choć rzeczywiście sezon 96/97 był pod tym względem rekordowy (24,4 minuty na mecz) jego statystyki wciąż nie wybiły się ponad pięć punktów i cztery asysty. W kolejnym roku ustanowił swój najlepszy średni wynik w asystach (4,4), ale to była jego ostatnia okazja na wyśrubowanie czegokolwiek. Sezon 98/99 zaczął co prawda składzie Grizzlies, ale już po 9 meczach był częścią wymiany między trzema klubami, w ramach której powędrował do Orlando Magic, gdzie szybko podziękowano za jego usługi.

Mayberry już więcej do NBA nie powrócił i nie bardzo wiadomo co robił potem. Z tego co udało mi się wyguglować, jeszcze trzy lata temu żył sobie spokojnie w Tulsie i w lecie pomagał lokalnym dziecięcym drużynom koszykarskim.

kostrzu