1. Na boisku mniejszość. Nie ma złudzeń - jeśli zdolni do gry będą dwaj z trzech gwiazdorów Miami, zespół z Florydy spokojnie awansuje do playoffs (na postseason trzeci się wykuruje pod warunkiem, że nie będzie to problem urwanej kończyny). Co jednak stanie się z zespołem, w którym kontuzje (nawet drobniejsze) będą nękały gwiazdy symultanicznie? Chris Bosh bez Jamesa i Wade'a nie ma szans pociągnąć tej drużyny, generować dodatniego bilansu zwycięstw i porażek. Wade ciągnął rok temu Heat z pomocą nieco lepszych zawodników drugiego planu, niż ci którymi dysponuje teraz Miami i wystarczyło to tylko na 6 miejsce na Wschodzie i pierwszą rundę playoffs, gdzie poradzili sobie z nimi dość szybko Celtowie z Bostonu.
2. Czy leci z nami pilot? Czy 40-letni Erik Spoelstra ma odpowiednie kwalifikacje, by prowadzić drużynę z takim składem? Czy ma wystarczająco dużo charyzmy? Czy ktokolwiek ma tyle charyzmy, by trenować Dwyane'a Wade'a, LeBrona Jamesa, Chrisa Bosha jednocześnie? Pat Riley (obecnie generalny manager) przejąwszy stery nad poczynaniami zespołu, może sobie nie poradzić. Takiemu wyzwaniu nie musiał sprostać nawet Phil Jackson, prowadzący drużyny Michaela Jordana i Kobe'ego Bryanta.
3. Klęska urodzaju. Każda z trzech gwiazd Miami jest przyzwyczajona do roli wielkiego lidera swojego zespołu - 20 parę punktów na mecz, mnóstwo zbiórek i asyst. Teraz te liczby będą musiały spaść, statystyki indywidualne nie mają bowiem znaczenia dla powodzeń zespołu - zbalansowany atak trzech armat ma być siłą Heat. Pytanie, czy LeBron James albo Dwyane Wade są na taki rozwój wypadków przygotowani - czy pogodzą się ze swoją nową rolą - byciem jedną opcją z trzech.
4. Czy brat będzie kochał brata? Kwestia pozasportowa - oprócz trzech wielkich sportowców, mamy tu do czynienia z trzema facetami z rozbuchanym ego. Jak zareaguje Wade, gdy dziennikarze poproszą o pomeczowy wywiad LeBrona, 5 raz pod rząd? Gdy ponad dekadę temu w Houston Rockets próbowano usilnie stworzyć dream team - już w połowie wspólnego sezonu Scottie Pippen zaczął nazywać Charlesa Barkleya "Grubą dupą".
5. Nigdy nie będą równi sobie. Idea wspólnych tytułów Jamesa I Wade'a zawsze będzie uwierała tego pierwszego. Dwyane zdobył już jedno mistrzostwo (2006) i ta różnica utrzyma się, jeśli kolejne pierścienie będą zakładali wspólnie. Megalomania LeBrona może takiego stanu rzeczy nie wytrzymać.
6. A co jeśli będzie miło, gładko a na koniec pojawią się Lakersi? Teoretycznie trio z Miami może rządzić w NBA przez pół dekady co najmniej. Teoretycznie. Za jakieś trzy lata, po zmierzchu dotychczasowych potęg, bezsprzecznie będą kandydatem do tytułu numer jeden. Ale jak zareagują na niepowodzenie misji w pierwszym sezonie - całkiem prawdopodobne niepowodzenie? Kobe Bryant ze swoimi umiejętnościami, charyzmą i doświadczeniem jest jak półtorej gwiazdy z Miami. Pau Gasol na pewno nie ustępuje Chrisowi Boshowi. W Lakers jest też Phil Jackson, dający ostateczną przewagę dzisiejszych Lakers. Czy gwiazdy z Miami będą nadal wierzyły w wielki projekt, jeśli w pierwszym sezonie dostaną lanie od Jeziorowców? To i inne pytania pozostaną bez odpowiedzi przynajmniej przez kilka miesięcy. Ja osobiście liczę na "resztę świata". Wizje przejęcia kontroli nad uniwersum przestały jarać mnie jakieś 15 lat temu.
Spiro