No tak, właśnie Anders Lindegaard. Postać co do której chyba wszyscy, którzy bardziej niż spotkania ligi norweskiej śledzą tabelki, statystyki i piłkarskie serwisy informacyjne mają mieszane uczucia.
Bo z jednej strony już jakiś czas temu o Lindegaardzie mówiło się w kontekście jego ewentualnego przejścia do MU, że jest drugim Schmeichelem. Jasne obu bramkarzy łączy szeroko pojęta duńskość czyli zamiłowanie do zamorskich grabieży i klocków Lego, ale tak zupełnie się człowieka ''drugim Schmeichelem'' nie nazywa i obu musi coś łączyć. Choćby i numer buta. Acz z drugiej strony, kiedy Wielki Peter dołączał w 1991 roku do ''Czerwonych Diabłów'' miał 27 lat, cztery tytuły mistrzowskie i jeden Puchar Danii oraz 40 meczów w reprezentacji na koncie. Anders Lindegaard to 26-latek i zagrał w reprezentacji siedem razy. To znaczy ściślej rzecz biorąc w trzech reprezentacjach - głównie do lat 19 i do lat 20 - w tej drugiej po raz ostatni siedem lat temu.
Zaliczył też jeden (jeszcze bardziej słownie: JEDEN) występ w kadrze A - miesiąc temu w wygranym 1:0 z Islandią meczu eliminacyjnym do Euro 2012. W ciągu pięciu lat kariery w duńskim ekstraklasowym Odense zagrał... sześć razy. Dopiero dwa ostatnie sezony w norweskim Aalesunds to ponad czterdzieści spotkań. Jak na piłkarza w tym wieku niewiele, choć wiadomo, że bramkarzy nie tyczy się to aż w takim stopniu (vide właśnie van der Sar). Im wiek zlicza się odwrotnie do psów - dwa lata kariery jako rok czy coś w ten deseń.
Bo z jednej strony na pierwszy rzut ucha i innych organów percepcji brzmi to jak transfer Bebe czyli ''niedobry, brzydki transfer'' piłkarza, którego Sir Alex na żywo widział dopiero, gdy ten przyszedł na trening, żeby wziąć autograf od Rooneya i za który to transfer ktoś - jakiś agent czy inny Carlos Queiroz - przytulił pod stołem ładny procent z 7,4 miliona funtów. Ale z drugiej strony trener bramkarzy MU, Eric Steele już pięć razy leciał do Norwegii, by z bliska przyjrzeć się Lindegaardowi. A Steele miał pod sobą Fostera i Kuszczaka czyli niejedno już w życiu widział.
Bo z jednej strony wydaje się, że może to być plotka agenturalna, mająca na celu podbicie ceny bliżej nieznanego światu zawodnika, ale z drugiej strony potwierdzone już zostało zainteresowanie nim także innych wielkich firm Milanu, Liverpoolu i Odry Wodzisław Arsenalu, a szefostwo klubu Aalesunds potwierdziło, że Anders w styczniu najprawdopodobniej zmieni klub.
Bo z jednej strony to oczywiste, że Ferguson szuka golkipera. W końcu w zespole ma już tylko obchodzącego niedługo 600-lecie pierwszego spotkania van der Sara, mającego więcej części metalowych niż organicznych oraz Kuszczaka. Ale z drugiej strony... Anders Lindegaard? W Manchesterze? To brzmi trochę dziwnie.
No cóż, zobaczymy w styczniu.
ŁM